Arkona w Warszawie [RELACJA]

Agencja Knock Out Productions przygotowała na tę jesień nie lada gratkę dla fanów pogańskich, folk metalowych brzmień zapraszając na aż 5 koncertów pionierów tego gatunku – rosyjski zespół Arkona. Miałam przyjemność uczestniczyć w warszawskim koncercie, który odbył się 7 października w klubie Proxima.

Obecna trasa koncertowa grupy promuje wydany 19 stycznia 2018 roku album „Khram„. I właśnie od utworów z tego albumu Rosjanie zaczęli swój występ. Jak zawsze przed wejściem zespołu na scenę z głośników płynęły dźwięki innej rosyjskiej formacji – Vedan Kolod. Po tym mogliśmy poznać, że już za chwilę na scenę wkroczy Masha „Scream” Archipowa wraz ze swoimi druhami. Tak też po niedługim czasie oczekiwania się stało. Światła zostały przygaszone i usłyszeliśmy pierwsze dźwięki intra, czyli utworu „Mantra„. Zaraz też na scenie pojawiła się sama wokalistka, by przejmującym, nabierającym mocy z każdym wyszeptywanym słowem wprowadzić nas w swój pełen tajemnic i dziwów pogański świat.

Tym samym muzycy zaczęli mini set promujący swój najnowszy album. Podczas niego usłyszeliśmy utwory „Shtorm„, „Tseluya zhizn’„, tytułowy „Khram” oraz „V pogonie za beloj ten’yu„. Trzeba zaznaczyć, że Arkona od wydanej w 2014 roku płyty „Yav” delikatnie zmieniła kurs, w jakim płynie ich muzyka. Nadal jest to pogański metal, jednak ich muzyka odeszła od skocznych, melodyjnych folkowych dźwięków i skierowała się bardziej ku stronie black metalu. To właśnie dlatego pierwsza część ich występu wypadła poważnie i doniośle, a zamknięta została ponownie wybrzmiewającymi dźwiękami „Mantry”, zagranej tym razem jako outro.

Druga część występu była swoistym powrotem do korzeni, bowiem wróciliśmy do skoczniejszych i bardziej energicznych kawałków zespołu, czyli np. „Goi, Rode, Goi!!!„, „Arkaim„, „Ot Serdca k Nebu” oraz jednego z moich ulubionych kawałków, będącym hołdem w stronę ostatniego bastionu dawnych Słowian, czyli piosence „Arkona„.

W tym momencie muszę zauważyć, że obserwując publiczność zebraną w niedzielę w klubie Proxima wnioskuję, że nie tylko muzyka gwiazd wieczoru stała się poważniejsza, ale również jej odbiorcy byli bardziej skupieni na słuchaniu jej, niż na zabawie wyrażanej poprzez taniec pogo. Oczywiście nie znaczy to, że zgromadzeni na tym wydarzeniu stali cały czas niczym przysłowiowe słupy soli. Zabawa była, tylko jakby… spokojniejsza. A może tylko ja tak to odebrałam, bo wciąż mam przed oczami dzikie pogo podczas występu Arkony w 2012 roku na Rock in Szczecin Folk Edition, takież samo na VII Zlocie Wojowników Słowian, Bałtów i Wikingów w Drohiczynie, a moje żebra dokładnie pamiętają kształt barierek Progresji, gdy grupa zagrała tam w grudniu 2015 roku. Porównywalnie spokojnie mogło być tylko, gdy Rosjanie grali jako support zespołu Therion w 2013 roku. Największy młyn na sali zaczął się tak naprawdę dopiero na koniec koncertu, gdy na bis zagrane zostały dwa największe hity grupy, czyli „Stenka na Stenku” (na początku którego zrobiona została tradycyjna „ściana śmierci”) oraz „Yarilo„.

Cóż, powiedzenie „czasy się zmieniają” jest banalne, ale także prawdziwe. A rzeczą, która również się zmieniła, jest sceniczny ubiór Mashy. Porzuciła ona ciężki, skórzany strój ozdobiony futrem dzikiego zwierzęcia na lekką, lnianą tunikę. I wyszło to jej na dobre, ponieważ obecne odzienie podkreśla jej delikatne, kobiece kształty. Stylistyka przywodzi na myśl pogańską wiedźmę, ale jest to wiedźma na którą bardzo miło się patrzy. Co pozostało bez zmian to niezwykła, szalona i niekończąca się energia artystki. To ona gra pierwsze skrzypce, skupia na sobie całą uwagę i porywa publiczność. To za nią wodzi się wzrokiem, gdy biega oraz skacze po scenie machając włosami i wyśpiewuje kolejne wersy piosenek.

Ostanim o czym wspomnę, porównując to z wcześniejszymi występami Arkony, na jakich byłam to ich sposób kontaktowania się z publicznością. Otóż jeszcze w 2015 roku Masha mówiła do nas ze sceny jedynie w swoim rodzimym języku, czyli po rosyjsku. Teraz komunikowała się w języku angielskim. Dla mnie jest to zmiana na lepsze, ponieważ angielski znam dużo lepiej niż rosyjski i o ile tekst piosenki można po prostu przeczytać w przekładzie, tak na żywo trzeba mi było nie raz domyślać się tylko, co zostało powiedziane.

Mimo wszystkich porównań do tego, do czego Arkona zdążyła przyzwyczaić przez minione lata, wyszłam z Proximy z przekonaniem, że to był ich najlepszy koncert, w jakim dane mi było uczestniczyć. Podoba mi się kierunek, w którym zmierza grupa i zamierzam podtrzymać tradycję, którą jest pojawienie się na każdym ich koncercie w Warszawie. Nawet z niecierpliwością czekam na kolejny.