Camila Cabello – Camila (2018), recenzja Karoliny Frelich

Historia często lubi się powtarzać. A jeśli chodzi o muzyczny świat, to najlepszym przykładem są girlsbandy. Razem piękne i utalentowane dziewczyny zdobywają sukces na listach przebojów i scenach świata. Niestety w którymś momencie nastaje rozłam i jedna z nich odchodzi, by zacząć solową karierę. Tak było i też z Camilą Cabello, byłą członkinią zespołu Fifth Harmony, stworzonego w amerykańskim X Factorze. 20 latka ponoć pokłóciła się z koleżankami i managementem. Bez odwracania głowy postawiła tylko na swoją przyszłość. Jej debiutancki album wiele razy był przekładany. Powodem była niewiadoma, w którym kierunku dziewczyna powinna iść. Teraz fani odetchnęli z ulgą i mogą się cieszyć, bo płyta zatytułowana po prostu Camila znalazła się już na półkach sklepów. A co w tym wszystkim robię? No cóż… Przyznam szczerze, że ładna okładka skłoniła mnie do przesłuchania tego albumu. Trochę dziwnie to brzmi i sama o tym wiem. A jak prezentuje się ta muzyczna strona? Zobaczmy.

Kiedy wszyscy trąbią o jednej piosence jaka to ona jest świetna itd. to nie można przejść obok niej obojętnie. Radio, forum, strony internetowe… Wszędzie było głośno o pierwszym singlu (Crying In The Club zostało odrzucone i poszło w zapomnienie) promującym to wydawnictwo. Mowa oczywiście o Havanie, jedynym feat’uringu znajdującym się na wydawnictwie, w którym udziela się Young Thug. Choć jedni zaczęli puszczać sobie ją bez końca i zachwycać się nią już dawno temu ja dopiero od niedawna słucham jej z przyjemnością. Wcześniej jakoś mnie nie porywała, ale kubańskie, wolne rytmy zrobiły swoje. Latynoskie dźwięki ostatnio są bardzo w modzie, więc nic dziwnego, że piosenka stała się hitem. A piosenkarka postawiła po prostu na swoje korzenie.

W podobnym rytmie jest też She Loves Control, który także nieźle buja. Aż chce się wstać i tańczyć. I ma w sobie większy power. Wokalistka pokazuje w nim swoją drapieżną stronę w „lekkim” tego słowa znaczeniu. Pozytywną energię można poczuć słuchając Inside Out. Jedno słowo by opisać piosenkę All These Years? Ładna. Camila snuje opowieść o młodzieńczej, romantycznej miłości przy uroczych dźwiękach gitary.

Najbardziej popowym kawałkiem jest In The Dark, który jakoś tak po prostu przelatuje i nie zatrzymuje na dłużej. Nie pasuje mi do całej koncepcji albumu. Słabo na tle innych wypada też Into It. W refrenie użyto elektronicznych bitów, przez co zgaduję, producenci chcieli bardziej urozmaicić całość. No cóż, nie udało się w obu przypadkach. O wiele lepsze i także w pop’owym tonie jest też Never Be The Same, otwierające płytę. To powolny start, w którym główną rolę gra bardzo dziewczęcy głos Camili.

Nostalgicznie robi się natomiast przy Consequences. Piosenkarce tym razem towarzyszy pianino. W utworze ukazana jest pełna gama emocji, które popychają w stronę refleksji. Na pewno warto go sobie przesłuchać, gdy ma się potrzebę na wrażliwe tony. Przyznam, że przez małą chwilkę miałam wrażenie, że śpiewa tu Ariana Grande. Do „balladowych” propozycji należy też Real Friends. Znów powtórka, czyli prosty bit i gitara w tle. Panna Cabello pewnie opisuje swoją relację z byłymi koleżankami z zespołu i tym sposobem daje im mały prztyczek w nos. Jednak jedynie słuchacze mogą zgadywać, czy rzeczywiście ta piosenka jest o tej sytuacji.

Pierwszy, solowy album Camili może dziwić niektórych tym, że jest dosyć krótki. Trwa on ponad 30 minut. Ja uważam, że to dobry ruch. Przynajmniej nie jest nawalony niepotrzebnymi kawałkami, które tylko są zapychaczami. Wokalistka nagrała dosyć prosty krążek. Na dodatek spokojny, przy którym można się w pełni zrelaksować przy latynoskich dźwiękach. I to jest jego kolejna zaleta. Obawiam się jednak tego, że może mi się on szybko znudzić i zapomnę o nim. Mimo wszystko debiut zaliczam do udanych. Camila pokazała tu swoją inną, romantyczną stronę. Już nie jest dziewczyną z girlsbandu, w którym musiała wprost ociekać seksapilem. I to wyszło jej na dobre. Rażących wpadek nie ma. A styl, w którym utrzymany jest krążek zdecydowanie do niej pasuje. Przełomu nie ma, ale jak wiadomo początki są trudne.