JMSN „Velvet” [RECENZJA]

Christian Berishaj pochodzący z Detroit i znany szerzej jako JMSN pod koniec września powrócił do nas z porcją nowej muzyki. Album Velvet ukazał się dokładnie 21 września i został w stu procentach samodzielnie napisany, nagrany i wyprodukowany przez artystę. Płyta powstawała zaledwie kilka miesięcy i zarejestrowana została w jego własnym studio – White Room Studios. Kawałków jest całkiem sporo, bo aż czternaście.

Velvet świetnie nadaje się do słuchania w jesienne wieczory w komplecie z ciepłym kocem i kubkiem gorącej herbaty. Idealnie sprawdzi się też, kiedy chcemy pobyć sami ze sobą i potańczyć w samej bieliźnie przy lekko przygaszonym świetle. Albo jako soundtrack do romantycznej kolacji przy świecach.

Twórczość JMSN’a to mieszanka popu, r&b i subtelnej elektroniki. W jego wykonaniu jest to muzyka niewątpliwie ambitna, ale z drugiej strony nie wymagająca zbyt wiele od odbiorcy. Jednym z najlepszych kawałków na płycie jest Talk is Cheap, które zostało singlem i doczekało się świetnego teledysku. Klip do piosenki pełen jest tajemniczych, przyciemnionych i wyginających się postaci na jednolitych kolorowych tłach. Istotę utworu w klipie jednak najlepiej oddaje JMSN leżący na stercie banknotów i pomiędzy tańczącymi aktorami.

Moim faworytem jest kawałek Mind Playin’ Tricks, którego klimat niezwyklekojarzy mi się z dyskoteką z lat 90-tych. Słuchając w zasadzie całego albumu z zamkniętymi oczami bardzo łatwo jest przenieść się myślami w czasie i poczuć się właśnie jak na takiej imprezie, w welurowym dresie pod kulą dyskotekową. Wyżej wspomniany kawałek również doczekał się rewelacyjnego teledysku w którym muzyk najpierw śpiewa do stojącego na środku pustkowia telefonu, a następnie jedzie przez miasto czerwonym kabrioletem, w towarzystwie tajemniczego mężczyzny w garniturze.

Nie wsłuchiwałam się głębiej w poprzednie albumy JMSN’a, ale od razu słychać, że ten zdecydowanie jest dużo bardziej elektroniczny od swoich poprzedników. Oprócz świetnego klimatu warto skupić się także na głosie wokalisty, który jest jednocześnie niezwykle delikatny i zmysłowy, z delikatną chrypką.
Mimo, iż krążek nie jest albumem roku, to warto posłuchać go i przenieść się na tę jedną godzinę w klimat dawnych (chodź nie aż tak bardzo) lat.