sia 1000 forms of fear

Recenzja: Sia – 1000 Forms of Fear (2014)

INFO:

Artysta: Sia

Tytuł: 1000 Forms of Fear

Premiera: 4. lipiec 2014

Wytwórnia: RCA Records

Cicha bohaterka, nieśmiała kobieta, utalentowana wokalistka i tekściarka, która ma dryg do pisania przebojów. Tak scharakteryzować możemy Się Furler, australijską artystkę. Na scenie zadebiutowała w latach 90., ale na swoje pięć (które przeciągnęło się do kwadransa i ciągle nie mija) minut czekała do 2010 roku. Wtedy to na swojej drodze spotkała Christinę Aguilerę, która poprosiła Się o pomoc w pisaniu piosenek na album „Bionic”. Obie wokalistki stworzyły tak piękne utwory jak „You Lost Me” i „Stronger Than Ever”. Współpraca z Aguilerą była dla Furler przepustką do pełnego blichtru świata sławnych i bogatych. Jak podróż w rejony komercyjnej muzyki odbiła się na twórczości Sii?

Przyznam, że płyta „1000 Forms of Fear” mnie zaskoczyła. Nie, nie zawartością. Raczej tym, że się ukazała. Sądziłam, że Sia pozostanie na drugim planie, zajmując się pisaniem piosenek dla innych gwiazd (m.in. dla Shakiry, Britney Spears, Beyonce) i gościnnymi występami w utworach Davida Guetty czy Eminema. Furler jednak nie porzuciła marzeń o solowej karierze i postanowiła zadowolić swoich fanów, którzy na jej premierowy materiał czekali od 2010 roku, kiedy to na sklepowe półki trafiło „We Are Born”. O „1000 Forms of Fear” dużo mówiło się na długo przed lipcową premierą. Autorka takich głośnych utworów jak „Diamonds” czy „Perfume” nie mogła przecież zostawić dla siebie samych ochłapów. A może… mogła?

Szósty studyjny album Sii zmotywował mnie do tego, bym poznała jej wcześniejsze wydawnictwa. Zaliczyłam tę pracę domową na czwórkę z plusem, biorąc pod uwagę smutny fakt, że na Spotify nie znajdziemy debiutu Furler – „OnlySee” z 1997 roku. Na szczęście nikt nie pozbawił mnie możliwości posłuchania jej kolejnego dzieła, „Healing Is Difficult”. Cóż to jest za płyta! Określić ją słowami trip hopowe cudeńko to za mało. Piosenki są trudne, rozbudowane i niesamowicie intrygujące. „1000 Form of Fear” wydaje się być przeciwieństwem tego odważnego, wybitnie nie komercyjnego krążka. Jest więc prościej, schematyczniej, a nad kompozycjami długo siedzieć nie trzeba, by wskoczyły nam do głowy.

Przykładem tego jest już pierwszy kawałek – singlowe „Chandelier”, które stało się jednym z największych przebojów 2014 roku. Mocna, popowa piosenka, będąca czymś więcej niż zwykłym pustym radiowym utworem. Sia rozlicza się w niej bowiem ze swoją nakreśloną uzależnieniem od alkoholu i narkotyków przeszłością. Chociaż „Chandelier” jest jedną z najlepszych piosenek na „1000 Forms of Fear”, ignorować nie należy prowadzonej przebojowym refrenem kompozycji „Big Girls Cry”, pogodniejszego numeru „Burn the Pages” oraz idealnej popowej ballady „Eye of the Needle”. Takich utworów, jak ten ostatni, na „1000 Forms of Fear” jest sporo. Wspomnieć warto o świetnie zaśpiewanym „Straight for the Knife”, posiadającym wspaniałą warstwę muzyczną „Fair Game” oraz lekko prowadzącym do punktu kulminacyjnego „Cellophane”. Te trzy kompozycje stanowią o sile płyty Sii. Ładnie prezentuje się także zamykający album, za długi jak na popowe standardy, ale pełen komercyjnego potencjału numer „Dressed in Black”.

Mniej w wykonaniu Sii podobają mi się szybsze utwory. Do tej grupki należą takie piosenki jak energetyczne „Hostage”; irytujące „Free the Animal” z wykrzyczanym refrenem; nudne „Fire Meet Gasoline” czy znane z soundtracku do drugiej części „Igrzysk Śmierci” „Elastic Heart”, charakteryzujące się taneczno-hip hopowym podkładem, które jak nie podobało mi się rok temu, tak nie trafia do mnie dzisiaj.

Trochę trudno recenzować album takiej wokalistki jak Sia, i nie wspomnieć nic o warstwie tekstowej. Tytuł płyty idealnie oddaje nastrój tego wydawnictwa i spina w klamrę tematykę poszczególnych utworów. Sporo tu bowiem o lękach i cierpieniu. Sia ujawnia chociażby, jak czuła się po rozstaniu z ukochanym; innym razem porównuje miłość od ognia oraz zastanawia się, co może ona zrobić z człowiekiem. Mroczny wydźwięk wielu kompozycji wyróżnia Się na tle innych popowych wokalistek.

Na okładce nowej płyty Furler widzimy jedynie włosy wokalistki. Tak, jakby ona sama chciała się przed nami ukryć, i nie wysuwać się na pierwszy plan. Za Się mówi jej muzyka. Może i „1000 Forms of Fear” nie przebiło w moim prywatnym rankingu pierwszych albumów Australijskiej gwiazdy, ale zawiera dość dobry materiał. Zauważam jednak, że wolę po tegoroczne kompozycje Sii sięgać pojedynczo. Słuchanie ich razem mnie nieco męczy.

MOJA OCENA:

[yasr_overall_rating size=”large”]

OCENA CZYTELNIKÓW:

[yasr_visitor_votes size=”large”]

Recenzja pochodzi z bloga The-Rockferry. Zapraszam do przeglądania strony, na której znajdziecie ponad 560 różnych recenzji.