RECENZJA: Tokio Hotel – Dream Machine

Album+Cover+-Dream+Machine-Artysta: Tokio Hotel
Tytuł: Dream Machine
Premiera: 03.03.2017
Wytwórnia: Starwatch, Believe Digital, Devilish
Gatunek: EDM, Synthpop, Electropop
Single: Something New, What If

Tym razem niemiecki zespół Tokio Hotel nie kazał czekać swoim wiernym wielbicielom na nowy materiał aż pięć lat. Już po trzech mogli się cieszyć jego następcą. W tym oczywiście i ja. Czas jak widać szybko leci. A w tym czasie bracia Kaulitz nie nudzili się i Bill wydał z pomocą  Tom’a solową EP’kę. Gustav Schäfer założył rodzinę a Georg Listing po prostu korzysta z życia. Ponoć to, co teraz chłopaki wypuścili, to ich wymarzony krążek. Dream Machine z pewnością różni się od poprzednich wydawnictw. Jak w takim razie wypadł na ich tle?

Zacznę od dwóch pierwszych singli, które grupa wypuściła za jednym razem. What If z odrobiną rytmu disco może całkiem nieźle rozkręcić. Kiedy się go słucha, ma się pozytywne odczucia. Dzięki dynamicznemu refrenowi mógłby stać się prawdziwym hitem na parkietach. Jego prosty tekst został mi w głowie, przez co cały czas go nucę. Natomiast Something New jest dla mnie wprost prawdziwą magią. Piosenka otwiera album a jej mroczny klimat z lekką dawką R’n’B może trochę zdezorientować. Gdzieniegdzie słychać pianino, które dodaje mu jeszcze większego uroku. Czy jest to najlepszy kawałek jaki kiedykolwiek nagrali? Dobre pytanie, nad którym muszę poważnie się zastanowić.

Nostalgicznie robi się przy Easy. Na początku zapowiada się na balladę, jednak im dalej tym utwór bardziej nabiera mocy. Podobne do niego jest Better, które stało się moim kolejnym faworytem. Ze wszystkich jest najbardziej emocjonujący. Prosty, synthpopowy kawałek pozwala na chwilę odetchnąć. Cotton Candy Sky  na początku mi się podobało, jednak po paru przesłuchaniach zmieniłam o nim zdanie. Przede wszystkim razi tu użycie auto-tune’a, przez co wokal Bill’a jest zbyt wysoki i niestety nie wyszło to najlepiej. Aż wprost razi po uszach. Dziwne wydaje mi się As Young As We Are. Zaczyna się elektronicznymi dźwiękami a potem przechodzi do klawiszy. I znów electro. Taki mix nie bardzo do mnie dociera.

Tytułowy Dream Machine, można określić, jako „najcięższy” utwór spośród wszystkich dziesięciu. Najbardziej podoba mi się w nim tekst. A jego tajemnicze brzmienie rzeczywiście może sprawić, że zacznie się marzyć o wielu rzeczach. Może nawet i przysypiać, śniąc. Najbardziej wyróżnia się Stop, Babe. Ma się wrażenie, że on po prostu znalazł się na trackliście z nikąd i kompletnie nie pasuje do całości. Sądzę, że idealnie wkomponuje się na ciepłe, letnie dni.

Szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia, co mam myśleć o tej płycie. Nie za bardzo przepadam za elektroniką a zespół tutaj poszedł w tym kierunku po całości. Użycie instrumentów zredukowali do minimum. Zamiast tego postawili na konsolety. Zdecydowanie jest tu za dużo syntezatorów, które psują efekt. No cóż… W dzisiejszych czasach jest taka moda. Mimo małych niedociągnięć całość przyjemnie się słucha. Wszystko wydaje się bardzo spójne i dopracowane. Im więcej słucham tego materiału, tym lepiej go odbieram. Widać, że chłopaki znaleźli swoją drogę, którą chcą podążać. A ja, choć ta ścieżka nie bardzo mi odpowiada, to jako fanka akceptuję zmianę. Ba! Potrafię nawet znaleźć coś dla siebie.