T-Mobile Electronic Beats Festival [RELACJA]

Teatr Nowy to jedno z najciekawszych punktów na kulturalnej mapie Warszawy. Miejsce to jest znane nie tylko z organizacji spektakli, ale także niebanalnych imprez oraz koncertów. W sobotę, 28 września właśnie tam bawiliśmy się na festiwalu T-Mobile Electronic Beats.

Cała impreza była podsumowaniem akcji POWROTY, dzięki czemu mogliśmy ujrzeć na jednej scenie wszystkich wykonawców biorących w niej udział. I tak punkt o godzinie 20 na scenę wkroczyły siostry Przybysz, czyli Natalia i Paulina, będące niegdyś głównym trzonem grupy Sistars. Wraz z nimi pojawili się także Bass Astral & Igo. Wykonali wspólnie remake największego hitu Sistars, czyli „Sutrę„. Utwór na żywo wypadł dużo lepiej niż w wersji „powrotowej”, zapewne ze względu na niesamowitą charyzmę Sióstr, która na nagraniu wydaje mi się lekko spłaszczona.

Po wykonaniu kawałka scenę opuściła Natalia wraz z Bass Astralem i Igo, a do pozostałej Pauliny dołączył jej zespół oraz Zamilska. Zaprezentowali numer z solowej płyty młodszej Przybyszowej, czyli „Dzielne kobiety„, którego producentką jest właśnie Natalia Zamilska. Wyszło mocno, energicznie, czyli tak jak to w protest-songach powinno być. Następnie scenę przejęła Zamilska i wykonała swój ostatni singiel „Closer„.

To była jedna z nielicznych szans, żeby zobaczyć ją na żywo. Zamilska, mimo iż producentką jest wybitną, na żywo występuje rzadko i niestety jeśli już, to najczęściej zagranicą. Przyznam się, że to właśnie dla niej szłam na cały festiwal. Czy było warto dla jednego kawałka? Zdecydowanie tak. OK, technicznie nie jednego, a trzech, bo z Przybysz, solo i z Kasią Nosowską. Bo to właśnie ona wkroczyła na scenę, gdy opadł kurz po ostatnich dźwiękach „Closer„. Dziewczyny zagrały razem piosenkę z POWROTÓW, czyli „Jeśli wiesz co chcę powiedzieć„. Na żywo utwór nabiera jeszcze większego mroku. Przedziera się przez cienką granicę spokoju i burzy go doszczętnie. Wrażenie to potęgowały światła, epileptycznie wręcz pulsujące wokół Nosowskiej, która była niczym wyrocznia w świątyni stworzonej przez światła. Niestety nie trwało to długo, a szkoda, bo dałabym wiele, by móc posłuchać więcej produkcji Zamilskiej.

Nastąpiła „zmiana warty” i na scenę weszli Kayah i Kękę. Usłyszeliśmy kolejny kawałek z POWROTÓW – „Supermenkę„. Kayah na tą okazję założyła nawet specjalny t-shirt z napisem SuperKękę. Piosenka nie wywołała we mnie szczególnych emocji, dlatego mogę powiedzieć, że po prostu wykonali ją poprawnie. Później radomski raper został sam, by zaprezentować numer z własnego repertuaru. Przyznaję się, że nie jestem jego fanką i nie śledzę jego dokonań, dlatego po prostu cierpliwie czekałam, aż utwór się skończy, ponieważ tego wieczoru czekała nas jeszcze niespodzianka i bardzo chciałam wiedzieć jaka. A okazało się nią rework „GrandyBrodki, w wykonaniu z The Dumplings.

O ile Brodkę uwielbiam, tak mam bardzo mieszane uczucia co do zespołu The Dumplings. Z jednej strony doceniam warstwę muzyczną duetu i uważam, że Kuba Karaś rozwinął się na przestrzeni lat, tak niestety wokal Justyny Święs jest dla mnie za słodki i przez to nie sprawia mi przyjemności jego słuchanie. Przez to dla mnie kawałek wypadł średnio, bo „Granda” jest mocnym i energicznym utworem, a niestety głos Justyny go bardzo „ugrzeczniał”. Na szczęście w wydanej niedawno wersji studyjnej jest dużo lepiej.

Po zakończeniu części POWROTY zaczął się czas zagranicznych gwiazd. Jako pierwsi wystąpili Maribou State. Szczerze powiedziawszy to rozczarował mnie ich set. Nastawiałam się na bardziej porywające show, dlatego ten czas postanowiłam wykorzystać na stanie w kolejce po wodę. A ta była naprawdę długa. Rozejrzałam się też po miejscu festiwalu, a te, trzeba przyznać, zostało przygotowane naprawdę starannie. Koncerty odbywały się w sali, w której zazwyczaj grane są spektakle, a pokaźny hall stał się strefą „rekreacji”, z dwoma barami i sporą przestrzenią na odpoczynek i rozmowy ze znajomymi. Utrzymane w T-Mobile’owej kolorystyce magnety neony nie pozwalały zapomnieć, kto zorganizował wydarzenie, ale prezentowały się bardzo estetycznie i nadawały nowoczesnego klimatu miejscu.

Kolejną gwiazdą wieczoru był, określający się jako techno-marszowy, zespół Muete. I zdaniem wielu to oni dali najlepszy występ tego wieczoru. Nie trzeba się zgadzać, ale nie można zaprzeczyć, że porwali tłum. Kilkunastu bębniarzy i klaksofonistów, którzy stają się DJ-ami za pomocą akustycznych instrumentów, do tego strzelające pod sufit serpentyny. Dobra zabawa murowana. Gdy zespół na bis zszedł ze sceny i odegrał ostatni kawałek stojąc na środku sali publika wpadła w istny szał euforii. Cieżko było to przebić legendarnemu, francuskiemu duetowi Justice, którzy zaprezentowali swój DJ-set. Gdy wychodziłam z imprezy usłyszałam, że występ ten był „odgrzewanym kotletem”. Może to prawda, ale każdy czasem odgrzeje sobie takiego kotleta i zje, bo ten najzwyczajniej w świecie jest… smaczny.

Podsumowując: piękne miejsce, wspaniali artyści, 6 godzin dobrej muzyki. Dzięki, T-Mobile! Oby tak dalej!