Ariany Grande nikomu nie trzeba przedstawiać. Młoda wokalistka wydała swój czwarty solowy album, więc już czas powiedzieć coś na jego temat. Co sądzę na temat Sweetener? Już mówię.
Zeszły rok nie należał do łatwych dla wokalistki. Chodzi mi oczywiście o zamach, do którego doszło w Manchesterze zaraz po zakończeniu koncertu Ariany promującego album Dangerous Woman. Artystka nie porusza tematu wprost, jednak czuć, że Sweetener jest dużo dojrzalszym albumem. Ari nie musi na siłę udowadniać, że nie jest już małą dziewczynką znaną z Nickelodeon. Zrobiła to za pomocą Dangerous Woman, więc teraz może skupić się na dojrzalszej, kobiecej muzyce.
Coś o singlach
Pierwszym singlem promującym krążek był No Tears Left To Cry, z wypuszczonym od razu świetnym, futurystycznym teledyskiem. Ktoś, kto zajmował się reżyserią powinien dostać Grammy, Oskara i milion dolarów w gotówce, jednak nie tylko o klip tu chodzi. Sam kawałek to bardzo dobry singiel z chwytliwą muzyką i tekstem, który wchodzi do głowy i za nic nie chce wyjść. Jeśli ktoś chciałby dostać przepis na sukces, powinien odezwać się do Ariany. Ona zna go na pamięć.
Drugim singlem promującym album był God Is A Woman. Ten kawałek razem z teledyskiem do niego zwojował cały świat! Makijażyści odtwarzali charakteryzacje Ariany, wokaliści nagrywali covery, a feministki zgodnie stwierdziły, że w końcu ktoś powiedział jak jest. Wydawać by się mogło, że to tylko cztery minuty nagrania, jednak to wystarczyło, żeby ruszyć wiele damskich i męskich serc. Ja przepadłam dla klipu, który jest idealny od pierwszej do ostatniej sekundy. Muszę to przyznać: God Is A Woman.
Trzecim i ostatnim singlem promującym płytę został Breathin, który jeszcze nie doczekał się teledysku. Nie umniejsza to jednak jakości singla, która jest bardzo wysoka. Wydaje mi się, że to mój ulubiony kawałek z całej płyty, chociaż tak naprawdę ciężko mi wybrać tego jedynego ulubieńca. Nie jestem w stanie powiedzieć, na jakiej zasadzie to działa, ale dobrze usłyszeć, że nawet Ariana przechodzi kryzysy takie, jak zwykły szary człowiek. W jakiś magiczny sposób motywuje mnie to do działania, bo skoro Ariana się pozbierała i wydała płytę to dlaczego ja nie mam dokończyć projektu, który rozpoczęłam pół roku temu?
Cała reszta albumu to między innymi trzy dobre współprace. Mamy więc Blazed nagrane z Pharellem Williamsem, The Light Is Coming w którym można usłyszeć Nicki Minaj i Borderline, w którym udziela się Missy Elliott. Gdybym miała wybierać mojego faworyta spośród tej trójki, padłoby na współpracę z Nicki. Podoba mi się połączenie rapu z popem, a głosy obu pań bardzo ładnie razem współpracują. Ciekawym zabiegiem jest też króciutkie Raindrops (An Angel Cried), które rozpoczyna album. Nagrane acapella, ukazujące moc głosu Ariany, idealnie wpasowujące się w nastrój płyty.
Czas na podsumowanie. Co sądzę o albumie? Sweetener jest ciekawą pozycją, którą warto przesłuchać. Wiadomo, że Ariana ma charakterystyczny głos i komuś, komu nie podoba się jego barwa sama płyta nie podejdzie, jednak ja uważam, że to świetny krążek na którym Ari przestaje być nastolatką, a zaczyna kobietą, która potrafi wydobyć ze swojego głosu to, co najlepsze.