Codzienne życie według Coldplay – Everyday Life [RECENZJA]

Nie da się ukryć, że na nowy album zespołu czekałam z utęsknieniem i trochę z nadzieją przeplecioną obawami. Apetyt rósł w miarę jedzenia, gdy Coldplay postawił na nietypową zapowiedź Everyday Life. Plakaty pojawiające się w najróżniejszych zakątkach świata czy tajemnicze listy z autografami i informacją o premierze. Już za samą promocję nachodzącego wydawnictwa należą się brawa, a niejednokrotnie panowie udowodnili, że o fanów potrafią zadbać. A czy zawartość dwupłytowego ’codziennego życia’ również utrzymała ten poziom co dotychczas?

Zespół dał jasno do zrozumienia, że to wydawnictwo zostało stworzone na ich potrzeby – powstało coś, co chłopakom siedziało głęboko w duszy i coś, co postanowili przelać na papier przy okazji racząc fanów. Pierwsze, co rzuca się w uszy, to ogromna ilość instrumentów – która dla mnie jest ogromnym plusem, bo skrzypce, pianino czy saksofon nadały klimatu całemu albumowi. Mimo tego dodatkowego elementu, z utworów bije ta sama charakterystyczna radość i brzmienie typowe dla zespołu. Choć warstwa muzyczna momentami różni się bardzo pomiędzy poszczególnymi utworami, to warstwa liryczna utrzymuje ten sam wysoki poziom – porusza problemy i tragedie, które spotykają świat ale także nas samych, w domowym zaciszu i czterech ścianach.

Coldplay, w niektórych piosenkach, powraca do starych korzeni – czuć w nich nutkę poprzednich albumów, dzięki którym tak naprawdę wybili się spośród tak wielu muzyków. Ale przede wszystkim zespół sięga po nowe dźwięki i połączenia, eksperymentuje i łączy dwa różne światy w jeden – w jeden spójny, przyjemny dla ucha i zaskakująco dobrze brzmiący. Mowa tu między innymi o męskim chórze, który pojawia się w When I Need A Friend czy muzyce klasycznej, która tak doskonale rozpoczyna cały album w Sunrise. Tak samo dobrze brzmią bliskowschodnie inspiracje wplecione w Arabesque czy gospelowe BrokEn. 

Na wyróżnienie na pewno zasługuje utwór Daddy, rozpoczynający się niespokojnym biciem serca – by za chwilę dzięki dźwiękom ballady i tak bardzo życiowemu tekstowi rozbić je na milion kawałków. Niezbyt głośna warstwa muzyczna pozwala skupić się w stu procentach na wokalu Christa Martina, który hipnotyzuje jak za starych, dobrych czasów. To zdecydowanie perełka tego albumu, do której wracam najchętniej. Drugim punktem zwrotnym jest dla mnie Champion Of The World – dźwięczny, melodyjny i idealny do zagrania na dużym obiekcie.

Cieszę się, że zespół się zmienia i nie stoi w martwym punkcie. Szuka na nowo, inspiruje się i eksperymentuje – bo to świadczy o tym, że szykuje dla nas jeszcze niejedno zaskoczenie. Niekiedy słyszy się, że Coldplay stara się aż za bardzo znaleźć inny styl, ale jeśli te poszukiwania mają brzmieć jak Everyday Life to nie mam nic przeciwko. To dobry, solidny album. Z przesłaniem, którego tak bardzo brakuje w wielu wydawnictwach. Ze wspomnieniem tego, co miało miejsce w naszej historii, ale i spojrzeniem z nadzieją na przyszłość. I ja właśnie z nadzieją czekam na to, co zespół jeszcze przyniesie.


Więcej:

Coldplay na Facebooku

Strona WWW