Powiedzieć, że jej występ na tegorocznej edycji OFF Festivalu był świetny, to zdecydowanie za mało. To było niesamowite wręcz przeżycie, jeśli ktoś lubi muzyczno-emocjonalne rollercoastery. Mogłabym opowiadać o tym długo, ale już za kilka dni Zola Jesus wróci do Polski, by zagrać w Warszawie, Sopocie, Poznaniu i Wrocławiu, więc każdy będzie mógł doświadczyć tego na własnej skórze. A tymczasem zapraszam do przeczytania wywiadu, jaki miałam przyjemność przeprowadzić z Zolą kilka dni przed jej mini-trasą po Polsce.
PS. A kto nie zna Zoli, powinien dowiedzieć się, że tak naprawdę nazywa się Nika Rosa Danilova i urodziła się w 11 kwietnia 1989 roku w Phoenix, w USA. Jest córką rosyjskich emigrantów. Jej pseudonim artystyczny wywodzi się od Jezusa Chrystusa i francuskiego pisarza Emila Zoli. Muzyka artystki określana jest jako mroczna elektronika wymieszana z gotyckim popem, dark wave’em oraz art popem. Jej głęboki, prześladujący wokal, który słyszy się w głowie jeszcze długo po wygaśnięciu ostatnich dźwięków piosenek, przywodzi na myśl Florence Welch oraz Siouxsie Sioux z Siouxsie and the Banshees. Zresztą, przekonajcie się sami:
Sandra Kostromska: Powiedziałaś kiedyś, że Twój ostatni album „Okovi” „pomógł [mi] znaleźć światło w wewnętrznym mroku”. Jak wyglądały Twoje ostatnie lata?
Zola Jesus: Ostatnie lata były dla mnie bardzo trudne. Przeszłam głęboką depresję, na moment poczułam się lepiej, ale po chwili to wszystko wróciło. Było trudno walczyć z tą wszechogarniającą ciemnością, ale praca nad „Okovi” pomogła mi znaleźć wyjście i skupić się na tym, co działo się wokół mnie.
Tytuł płyty to słowiańskie słowo oznaczające „kajdany”. Co to dla Ciebie znaczy?
Wszyscy jesteśmy do czegoś „przykuci”. Nikt nie jest do końca szczęśliwy, ani w pełni wolny. Albo jesteśmy przykuci do ciężaru życia, albo do ciężaru śmierci. Albo nie jesteśmy kochani wystarczająco mocno przez innych, albo przez siebie samych. Nie ważne z czym się zmagamy, wszyscy możemy poczuć się zjednoczeni faktem, że cierpimy na swój własny sposób.
Twoja muzyka i teksty są bardzo osobiste i głębokie. Czy martwiło Cię kiedykolwiek to, jak zostaną odebrane przez słuchaczy, jak oni na nie zareagują?
Zrozumiałam, że nigdy nie będę super popularna, bo moja muzyka zawsze będzie zbyt emocjonalna, można powiedzieć, że surowa. I nie jest mi z tym źle. Tak jak ja muszę tworzyć, by przegonić swoje demony, tak muszę wierzyć, że są na świecie ludzie, którzy potrzebują jej słuchać, by przegonić własne mary.
Minął rok od wydania „Okovi”. Czy po takim czasie czujesz, że album jest kompletny, że nic byś w nim nie zmieniła? Czułaś to kiedykolwiek po wydaniu albumu?
Nigdy nie mam takiego poczucia. Echa historii z jednego nagrania są odczuwalne w następnym… Okruchy piosenek z „Okovi” znajdą się na moim następnym albumie. Nadal nie czuję, że skończyłam tę płytę, może nawet nigdy tak nie będzie.
Twój singiel „Soak” został napisany z prespektywy ofiary seryjnego mordercy. To trochę przerażająca wizja, ale to moja ulubiona piosenka z tego albumu. Jak pojawił się taki pomysł?
Cóż, tworzyłam bity, a gdy zamknęłam oczy i pozwoliłam ponieść się inspiracji, zaczęłam wyobrażać sobie kobietę owiniętą w aksamit, która ma być wrzucona do bardzo głębokiej wody. Myślałam o tym, co musi przewijać się przez jej głowę w takiej chwili… o wszystkich aspektach bycia ofiarą.
Żeby nagrać swój ostatni album dosłownie zaszyłaś się w lesie. Opowiedz o tym doświadczeniu, skąd wziął się pomysł, by nagrać „Okovi” w ten sposób?
To jedyny sposób, żebym mogła pisać. Potrzebuję odosobnienia, by skupić się na sobie, a nie na energii ludzi, którzy są wokół mnie. Jestem bardzo wrażliwa na środowisko, jakie mnie otacza, bardzo często las jest jedynym miejscem, gdzie mogę się w pełni odprężyć.
Czujesz więź z naturą?
Totalnie. Pośród dziczy czuję się bardziej „w domu”, niż będąc w mieście.
Twoja rodzina pochodzi z Europy. Czujesz się tu jak w domu? Czujesz swoje słowiańskie korzenie?
W Europie wschodniej czuję się bardzo „w domu”. Sposób w jaki zachowują się ludzie, zapachy, drzewa… To wszystko zdaje się być jak dawno utracony dom. Jest mi bardzo dobrze w takich miejscach jak Polska.
Co lubisz robić będąc w Europie? Masz tu swoje ulubione miejsca?
Uwielbiam jeść. W Polsce kocham wcinać pierogi, haha! Pierogi to moje ulubione danie. Ale lubię także spacerować po miastach. Jeśli miałabym więcej czasu, bardzo chciałabym wybrać się na pieszą wycieczkę krajoznawczą… Ale taka ilość wolnego czasu jest luksusem, którego nigdy nie mam.
Po tegorocznym występie na OFF Festival miałaś nietypowe spotkanie z fanami. Przynieśli Ci pierogi, bo będąc na scenie wspomniałaś, że nie dostałaś ich wcześniej.
Tylko wspomniałam, że nie miałam czasu zjeść swoich ulubionych pierogów, więc kilkoro fanów po prostu mi je przyniosło! To było wspaniałe, a pierogi pyszne. To takie niesamowite, spotkać fanów po koncercie. Byłam taka wzruszona czując ich miłość (zwłaszcza, że przed występem było mi raczej smutno). To sprawiło, że poczułam się strasznie podekscytowana nadchodzącą trasą!
Tej jesieni zagrasz w Polsce aż cztery koncerty. Jak zachęciłabyś ludzi, by przyszli Cię posłuchać?
Cóż, Polska jest dla mnie bardzo ważna. Chociaż nie jestem Polką, to czuję z Polakami głęboką więź poprzez moje słowiańskie korzenie. Bardzo bym chciała, by ludzie przyszli i zobaczyli to sami! Chcę móc bywać tu częściej, więc im więcej ludzi przyjdzie, tym łatwiej mi będzie wrócić do Was w przyszłości!
Bilety na koncerty Zoli są dostępne na: www.followthestep.com oraz w bileteriach Biletomat.pl, Eventim.pl, ebilet.pl, Going., GoOut.pl i Ticketmaster Polska oraz w stacjonarnych punktach sprzedaży empik, Saturn Polska i MediaMarkt Polska.