Kolory – Chcieliśmy tylko coś poczuć [Recenzja]

Kolory przewijały się wśród polecanych mi zespołów od lat, jednak ze względu na ilość sugestii, za każdym razem trafiali na półeczkę „kiedyś posłucham”. Motywacją do sięgnięcia po debiutancki krążek albumu było zaproszenie do współpracy, a ja, z zasady, współpracować lubię. Włączyłam więc serwis streamingowy, odszukałam „Chcieliśmy tylko coś poczuć” i….?

Album rozpoczyna intro, po którym przychodzą PoziomkiPowiedzieć, że polubiłam ten utwór, to jak nie powiedzieć nic. Mamy miłość od pierwszego przesłuchania, a kawałek od razu wskoczył na moje playlisty. Dlaczego? Po pierwsze: kojarzy mi się z twórczością Kodaline, Arctic Monkeys, Bastille czy Kings Of Leon, a do tych zespołów mam słabość. Po drugie: zakochałam się w obrazach przedstawionych w klipie, choć przecież wiele podobnych teledysków już widziałam. Poziomki mają w sobie coś, co każe mi naciskać „repeat”. Czyżbym w takim razie poddawała się ich działaniu? Być może. Wy, żeby zrozumieć o czym mówię, musicie sami przesłuchać Poziomek choć raz, najlepiej wieczorem lub nocą, przy zgaszonych światłach. Taki zabieg pozwoli Wam na głębsze zanurzenie w klimacie singla.

Następnym utworem na płycie jest Będzie ci dobrze. Moim zarzutem jest jedynie długość kawałka: słucha się go na tyle przyjemnie, że nie pogniewałabym się o dodatkową minutę, a nawet nie. Skojarzenia? Z jednej strony trochę przybrudzonych, nieoczywistych, nieco grunge’owych brzmień. Z drugiej: wyczuwalna inspiracja indie rockiem. Słucha się bardzo dobrze, więc zamierzony efekt został uzyskany.

Private Dancer brzmi jak zaproszenie do klubu kategorii prawie premium. Wiecie, takiego, w którym przy barze nie spotkacie pijanych nastolatków, ale równocześnie wejdziecie bez garniturów. Jeśli ta zapowiedź wydaje Wam się niecodzienna to bardzo dobrze, taki miałam plan! Private Dancer jest bowiem kawałkiem, który potrzebuje czasu. To nie będzie łatwa miłość, ale warto dać mu szansę. Ja dałam i nie żałuję, Wam też polecam spróbować. Kto wie, może zostaniecie prywatnymi tancerzami na najbliższych domówkach..?

 

Pustka pozostawiła w mojej głowie… Pustkę. Nie chodzi o to, że to słaby kawałek. Na tle pozostałych wydaje mi się po prostu neutralny. Przyjemne, jednak Pustka to dla mnie za mało, aby trafić do grona faworytów.

 

W połowie albumu czekają na Was Odpowiedzi. Moi drodzy, mamy drugiego faworyta! Znowu pasuje mi wszystko: teledysk, melodia, warstwa tekstowa, nieoczywiste przejścia wokalisty. Na szczególną uwagę zasługuje spójność wizualna z dźwiękową: każdy kadr łączy się z każdą nutą, a nuta – z głoską. Mam jednak świadomość, że nie wszyscy poczują to samo, co ja. Jeśli jednak jesteście ciekawi dlaczego tak ciepło wypowiadam się o utworze, który od kilku dni gości nieustannie w moich słuchawkach – zapraszam. Nie rozczarujecie się.

 

Siódma piosenka jest dla mnie kolejnym neutralnym utworem. Spokojniejszym, bardziej melancholijnym, jesiennym. Czy to źle? Osobiście uważam, że każdy album powinien dawać słuchaczowi szansę na odpoczynek i refleksję. Taką rolę pełni I co dalej. Idealnie wpasowuje się w obecną aurę, zostawiając miejsce na myśli. Nie wbija się do głowy nachalnie, raczej tworzy tło do jesiennych aktywności.

 

Wszystko co mówiłem przeciąga atmosferę rozważań mniej lub bardziej życiowych. Doceniam budowanie ciekawego utworu na banalnej czynności, jaką jest codzienne picie kawy. Kolory udowadniają tym samym, że czasem nie potrzeba wielkich deklaracji i głębokich porównań – wystarczą odpowiednio dobrane słowa, dopasowana melodia, szczypta magii i udaje się stworzyć utwór, z którym mogą identyfikować się setki, jeśli nie tysiące, osób.

 

Szorty mają na spotify ponad 116 tysięcy wyświetleń i, szczerze mówiąc, wcale mnie to nie dziwi. Jeśli dwa poprzednie kawałki były jesienne, tak ten jest zdecydowanie letni. Pierwszym skojarzeniem jest końcówka sierpnia, łapanie ostatnich promieni słońca i pożegnania bez szans na przyszłość. Słodko-gorzkie zestawienie, jednak znane dobrze większości osób. Nie od dzisiaj mówi się przecież o wakacyjnych romansach, z góry skazanych na porażkę, a mimo tego ludzie kochają i łudzą się, mimo tego, że nie ma szans.

 

Pudełko marzeń wskoczyło na ostatnie miejsce podium mojego prywatnego zestawienia, jednak musiało minąć trochę czasu, aby tak się stało. Ostatecznie ujęła mnie nuta szaleństwa, obecna zarówno w warstwie tekstowej, jak i melodii. Pozorny chaos przypomina bałagan w głowie, który pojawia się zupełnie nieoczekiwanie i trwa tyle, ile Pudełko marzeń. Komu spodoba się ten kawałek? Każdemu marzycielowi, ale nie tylko. Sprawdźcie sami.


Przedostatni utwór, Jakoś nam to nie idzie jest dobrym podsumowaniem prób życiowych każdego rozmiaru: tych dużych ale też tych niewielkich. Odnalazłam w tym pewnego rodzaju spokój wiążący się ze świadomością tego, iż generalnie większość osób się potyka, próbuje, ponosi porażki, ale też zdobywa szczyty. Pokrętna teoria, ale każdy czasem potrzebuje wyjaśnić sobie życie pod siebie, więc i ja to uczyniłam. Ogromny plus za solówki gitarowe, które są niesamowite!

 

Na końcu mamy, któż by się spodziewał, Ostatni raz. Moi drodzy, jeśli ktoś wie, jak kończyć debiutancką płytę, to są to Kolory. Rockowo, energetycznie, intrygująco – Ostatni raz jest obietnicą kolejnych działań zespołu. Szanuję zakończenia, które nie są oczywiste i zachęcają do śledzenia dalszych ruchów autorów. Tutaj mamy dokładnie takie zakończenie, więc czuję się wysoce usatysfakcjonowana i zaintrygowana.

 

Czas na podsumowanie, w którym muszę oficjalnie przeprosić wszystkich, którzy mówili „Posłuchaj, to twój klimat”. Mieliście rację, Kolory to zdecydowanie mój klimat, a ja przez natłok innych zespołów przegapiłam wiele dobrych koncertów, ale przede wszystkim: nie zauważyłam, że ogrom dobrej, polskiej muzyki jest tak naprawdę na wyciągnięcie ręki. Na szczęście człowiek uczy się całe życie, więc mam jeszcze szansę na nadrobienie zaległości. EPki już przesłuchałam, Chcieliśmy tylko coś poczuć mieszka na mojej płytowej półeczce, teraz więc czas na koncerty! Jeśli Wam także serca biją szybciej na myśl o Swiernalisie, Arctic Monkeys, Kings of Leon, Bastille czy Kodaline to mam dla Was dobrą wiadomość – na polskim podwórku mamy zespół, który dorównuje wymienionym przeze mnie formacją. Mi za to nie pozostaje nic innego, jak serdecznie pogratulować chłopakom świetnej płyty.

 

Panowie, czapki z głów. Zrobiliście coś niesamowitego!