MORGXN – VITAL [RECENZJA]

Na ten album czekałam dosyć długo i z wielką niecierpliwością. Na szczęście było warto. W piątek 18 maja ukazał się debiutancki krążek morgxn’a vital.

morgxn jest młodym piosenkarzem i songwriterem pochodzącym z Nashville, obecnie mieszkającym w Los Angeles. Tworzy alternatywny pop z dużą ilością subtelnej elektroniki. Dorastał w muzycznym środowisku – jednym z jego najwcześniejszych wspomnień jest śpiewanie z mamą. Gdy miał 6 lat zaczął działać w chórze gospel, a w wieku 9 lat zaczął pobierać lekcje muzyki i komponować swoje pierwsze piosenki. Do jego edukacji muzycznej przyczynił się także dziadek, który nauczył go gry na gitarze. Po skończeniu szkoły przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie dużo czasu poświęcał grze w teatrze.

W 2016 roku wydał swój pierwszy singiel love you with the lights on, jednak jego najpopularniejszym kawałkiem jest home – wydane nieco później w tym samym roku.

Płyta powstała pod skrzydłami wxnderlost records i Hollywood Records. Nad procesem tworzenia i nagrywania czuwał między innymi Ryan Marrone znany ze współpracy z M83 i Nicki Minaj.

Premierze albumu towarzyszył kameralny koncert charytatywny zorganizowany we współpracy z firmą Air Bnb. Wszystkie pieniądze ze sprzedaży biletów trafiły do organizacji Covenant pomagającej bezdomnym z Ameryki Północnej i Środkowej, z którą artysta jest bardzo związany.

Vital liczy 11 kawałków i jest niezwykle emocjonalnym albumem. Opowiada o miłości, stracie i odnajdywaniu siebie. Różnorodność utworów jest dosyć spora – od bardzo energicznych, jak na przykład home, do bardzo osobistych i subtelnych jak me without you. Na płycie można znaleźć piosenki zarówno na imprezę jak i do płakania w poduszkę. Cały album świetnie nadaje się do zmierzenia się z własnymi emocjami. Piosenki morgxna nie tylko pokazują jego niewątpliwy talent, szeroką skalę głosu i wrażliwość, ale i są pełne poetyckich tekstów z którymi można się utożsamić.

Ciężko wybrać lepsze i gorsze kompozycje, bo w zasadzie płyta przemawia do mnie w stu procentach. Na pewno szczególną uwagę należy poświęcić boys don’t cry – coverowi grupy The Cure. Piosenka idealnie dopełnia album i jego przesłanie, morgxn śpiewając ją pokazuje nie tylko swoje zamiłowanie do muzyki alternatywnej, ale i to jak ciężko jest dusić w sobie smutek i negatywne emocje. Jego wersja utworu jest na prawdę rewelacyjna!

Jedną rzeczą, która nie odpowiada mi w tym albumie jest jest jego długość. Biorąc pod uwagę czas przez jaki morgxn nad nim pracował, z powodzeniem mogło się tam znaleźć kilka piosenek więcej – chociażby jego pierwszy singiel love you with the lights on. Boli mnie też dość niska popularność artysty, uważam że jest zdecydowanie niedoceniany (zwłaszcza poza Stanami Zjednoczonymi). Mam jednak wielką nadzieję, że nadchodzące koncerty festiwalowe przyniosą mu większą popularność i że kiedyś zobaczymy go w Polsce.