„Najfajniejsze pomysły, które przychodzą, przychodzą gdzieś pomiędzy” – wywiad z Rubensem

Rubens jest odkryciem muzycznym ostatnich dwóch lat. Z artysty koncertowego, podczas pandemii, przerodził się w wokalistę i frontmana. Nie każdy artysta może pochwalić się pierwszym solowym koncertem zagranym na wypełnionym po brzegi Stadionie Śląskim. Jak Rubens wspomina ten koncert? Co stoi za tytułem płyty? Znamy odpowiedzi na te pytania.

  1. Co lub kto stoi za Twoim pseudonimem?

Historia jest bardzo typowa. Radek Szymański, mój kolega z klasy, który będzie dzisiaj na koncercie, powiedział do mnie kiedyś „Rubens”, chyba w liceum. Tak już zostało. Nie ma tu żadnej większej głębi, ale można powiedzieć że to sprawka Radka

  1. Kiedy zaczęła się Twoja muzyczna pasja? Pamiętasz?

Bardzo wcześnie. Pochodzę z muzycznego domu, mój tata zawsze grał na instrumencie, miał swój zespół bluesowy. Ta muzyka i towarzystwo muzyczne ojca przewijało się przez mój dom od dziecka. Przez ramię patrzyłem na towarzystwo muzyków: gitary, perkusję, sale prób, koncerty. Spodobało mi się to. Poprosiłem tatę, żeby kupił mi gitarę i chyba w trzeciej lub czwartej klasie szkoły podstawowej dostałem gitarę na święta. Można przyjąć, że to był początek przygody z muzyką. Od razu przepadłem, zacząłem grać i tak się to kręci do dzisiaj.

  1. W 2013 roku tworzyłeś zespół Bulbwires. Co stało się z tym projektem?

Zespół się rozpadł. Do pewnego czasu mówiłem, że jest zawieszony, ale tak naprawdę zespół rozpadł się w sposób naturalny. Każdy z nas poszedł w inną stronę. Wokalista grał wtedy w zespole Wilki, Błażej ( perkusista) grał różne rzeczy, Wiktor, który grał wtedy na gitarze teraz występuje w moim zespole, gra u mnie na basie.

  1. Pamiętasz swój pierwszy koncert w roli muzyka?

Pamiętam. To był koncert na boisku gimnazjum, grałem w lokalnej kapeli.

  1. Jesteś producentem, gitarzystą, tekściarzem, wokalistą – czym jest dla Ciebie muzyka i co Ci daje? Którą z tych „Funkcji” lubisz najbardziej?

Nie rozdzielam dzisiaj tego na bycie muzykiem, tekściarzem, wokalistą, producentem i tak dalej. Wiadomo, że te plakietki pozwalają porządkować sobie rzeczywistość. Dzisiaj, gdy o sobie myślę, to myślę że można powiedzieć, że jestem przede wszystkim artystą muzycznym , nieważne czy piszę tekst czy gram na gitarze. Nazywanie tego ma dla mnie drugorzędne znaczenie. A co mi to daje? Mogę powiedzieć, że to jest moja praca, ale to nie jest najważniejsze. Zawsze była to dla mnie pasja, hobby, sposób na ucieczkę od rzeczywistości, od problemów, ale też sposób na fajne spędzenie czasu. Ja zawsze robiłem piosenki, zawsze grałem na gitarze, więc to moja pasja.

  1. Kiedy/jak najlepiej Ci się tworzy? Zamykając się w studio czy na wyjazdach?

Zauważyłem, że wszystkie najfajniejsze pomysły, które do mnie przychodzą, przychodzą gdzieś pomiędzy. Bardzo rzadko jest tak, że sobie zakładam „to teraz siadam i tworzę piosenkę”. Zwykle jest tak, że jak tak sobie założę, to niewiele z tego wychodzi. Dobre pomysły pojawiają się, gdy robię coś innego, na przykład gotuję obiad, obok mnie jest gitara, łapię ją i coś sobie gram. Zupełnie na luzie, bez spiny. Często pojawia się myśl „o, to jest spoko”. Łapię dyktafon w telefonie, nagrywam to i dopiero później siadam i rozwijam pomysł. Z tekstami jest podobnie, często wpadają mi do głowy, gdy jadę samochodem. Najlepiej mi się tworzy mimochodem, gdzieś pomiędzy.

  1. Wielokrotnie mogłeś słyszeć w radiu utwory, których byłeś współautorem lub pracowałeś przy tworzeniu. Jakie uczucia towarzyszą słuchaniu w rozgłośniach utworów, które są w stu procentach Twoje?

Na pewno są to przyjemne odczucia, nie będę mówił, że to coś innego. Bardzo miło jest słyszeć swój utwór w dużej rozgłośni radiowej, usłyszeć swój utwór w kolejce w warzywniaku. Miałem ten zaszczyt, że już wcześniej moje piosenki były grane w rozgłośniach radiowych, ale wtedy były to kooperacje z innymi ludźmi. Teraz, gdy słyszę piosenkę, którą zagrałem, zaśpiewałem i wyprodukowałem, i później ona leci w radiu – czuję się na maksa spełniony.

  1. Swoją debiutancką płytę zapowiedziałeś w 2020 roku singlem z Johnem Porterem, jednak fani mogli usłyszeć ją w listopadzie zeszłego roku. Co działo się przez te dwa lata?

Tak naprawdę to są dwie różne historie. Wtedy nie śpiewałem, zacząłem śpiewać podczas lockdownu. Szukałem sobie środka wyrazu, samo granie na gitarze mi nie wystarczało. Chciałem wydać płytę, zebrać to wszystko w całość. Miałem pomysł na to, żeby zrobić płytę producencką, zaprosić znajomych, którzy śpiewają. Krótko po tym przyszła pandemia i wtedy, trochę z nudów i chęci zabicia chaosu, zacząłem śpiewać i pomysł mi się zdeaktualizował. Stwierdziłem, że nie ma sensu zbierać dziesięciu wokalistów, co byłoby utrudnione w kontekście organizacji terminów. Pomyślałem, że skoro już śpiewam, to sam sobie zaśpiewam.

  1. Byłeś członkiem Orkiestry Męskiego Grania, a w zeszłym roku powróciłeś na Męskie, teraz z własnym materiałem. Jakie uczucia towarzyszyły obu tym występom? Jesteś w stanie je porównać?

Dla mnie każdy występ, który gram, to ogromne przeżycie. Zawsze towarzyszy temu ekscytacja, dokładnie tak było na Męskim Graniu

  1. Twój pierwszy koncert jako Rubens miał miejsce kilka kilometrów stąd, na Stadionie w Chorzowie. Wracasz wspomnieniami do tego momentu?

Wracam bardzo często, bo to był mój pierwszy koncert przed publiką, i to nie była publiczność w małym klubie, a wypełniony ogromny Stadion Śląski. Graliśmy przed Dawidem Podsiadło, 15 minut po naszym koncercie wszedł Dawid, więc stadion był nabity po brzegi. Bardzo się stresowałem, ale będę to wspominał do końca życia. Zaśpiewać swój pierwszy koncert przed 60 tysiącami osób – to jest mocna rzecz.

 

  1. Masz na swoim koncie niezliczoną ilość koncertów jako muzyk. Czy dalej towarzyszy Ci trema?

Trema towarzyszy mi za każdym razem. Gdy grałem na gitarze to trema była nieduża. Teraz, gdy wychodzę na przód, jestem odpowiedzialny za wokale, rozmowę z publicznością – ta trema jest duża.

  1. „Nie potrzeba nam” miało premierę zaledwie tydzień po rozpoczęciu brutalnej inwazji Rosji na Ukrainę. Nie miałeś wątpliwości co do tego, czy to dobry moment na premierę tego utworu?

Miałem wątpliwości. Ktoś mógł powiedzieć „zrobiłeś piosenkę i wykorzystujesz atak Rosji na Ukrainę, żeby się podpromować i wykorzystać ogromne nieszczęście”. Zwróciłem się z takim przemyśleniem do mojej wytwórni, że boję się tego, że ludzie tak to odbiorą, ale nie zmieniliśmy planu. Premierę utworu i cały plan „co, kiedy wychodzi”, mieliśmy ustalony na długo przed. Postanowiłem zaryzykować i iść zgodnie z ustaleniami. Tak się złożyło, że singiel dobitnie komentuje tamtą i obecną rzeczywistość. Na szczęście ludzie nie posądzili mnie o to, że podpinam się pod coś, więc tym bardziej to było dla mnie miłe. Sama piosenka powstała o wiele wcześniej, bo półtorej roku wcześniej. Szedłem zgodnie z planem premier piosenek.

  1. Skąd tytuł płyty? Jaka jest geneza tej nazwy?

Jeszcze jak nie śpiewałem, często wysyłałem piosenki znajomym, którzy śpiewają i dostawałem odpowiedź: „to jest spoko, ale ja tego nie czuję”. Powtarzało się to kilkukrotnie i ten mechanizm był dla mnie zalążkiem do rozważań o tym, że być może sam powinienem sobie zaśpiewać. Nazwałem ten mechanizm „piosenkami, których nikt nie chciał”. Oczywiście materiał na płycie to nie są te same utwory, a zupełnie nowe, ale sam ten moment był zaczynem do tego, żeby stworzyć płytę.

  1. Idąc tropem tytułu płyty – ile było piosenek, których Ty nie chciałeś? Czy proces wyboru materiału na płytę był trudny?

Sporo piosenek odpadło. Część nie była skończona, ale przez to, że tworzę piosenki od kiedy pamiętam, miałem sporo pomysłów, więc musiałem się mocno nagimnastykować, żeby wybrać te piosenki, które są na płycie. Trochę też nagiąłem to z wytwórnią, bo najpierw wydałem EPkę, potem płytę, więc mamy 16 utworów. Dwa wydawnictwa były podyktowane tym, że miałem dużo pomysłów i dużo materiału.

  1. Tworzenie którego utworu dotychczas było najtrudniejsze? Pod jakim względem?

Ciężko mi powiedzieć, chyba nie potrafię wskazać. Mogę tylko powiedzieć, że niektóre numery pisałem w 10 minut, a niektóre rzeźbiłem dłuższy czas.

  1. Chronologicznie patrząc: EPka była pierwsza. A jak to wygląda w kwestii utworów? Który utwór jest najstarszy, a który najmłodszy?

Nie pamiętam. Na pewno piosenka „Wszystko okej” jest jednym z pierwszych kawałków, które zrobiłem w całości samemu, tzn. zagrałem i zaśpiewałem.

  1. Czy Twoje utwory można traktować w jakimś stopniu autobiograficznie?

Na pewno tak. Trochę śpiewam o swoich obserwacjach, komentuję rzeczywistość, która mnie otacza.

  1. Za Tobą pierwszy koncert w ramach trasy, przed Tobą – drugi. Jakie emocje Ci towarzyszą?

Ciągle ekscytacja, dla mnie każdy koncert jest wyjątkowy bo wiem, że ludzie przychodzą na mnie. Kupują bilet, żeby posłuchać właśnie mnie.

  1. Ostatnie pytanie: jak się trzymasz? Wszystko okej?

Wszystko okej, jakoś trzymam się.