INFO:
Artysta: Imagine Dragons
Tytuł: Smoke + Mirrors
Premiera: 17. lutego 2015
Wytwórnia: Interscope Records
Amerykańska formacja Imagine Dragons w ubiegłym roku bardzo szybko znalazła sposób na to, bym z prędkością światła wracała do domu, by móc posłuchać ich każdej kolejnej premierowej piosenki. Wystarczyło dwa razy sypnąć nośnymi, muzycznymi gigantami („Battle Cry”, „Warriors”), bym zaczęła odliczać dni do premiery drugiego wydawnictwa grupy Dana Reynoldsa. Oba utwory były wprawdzie częścią zupełnie innych projektów (jeden zapowiadał film, drugi mistrzostwa świata w grze komputerowej), ale dawały nadzieję na udany krążek Imagine Dragons. Rzeczywistość okazała się być, hmmm, nieco inna. Gorsza?
Imagine Dragons podbili świat z prędkością światła, przebijając się do pierwszej ligi zespołów. Spora w tym zasługa nie tyle promocji, co dobrych kompozycji. Nie są nie wiadomo jak ambitne, ale nie łapiemy się za głowę, słuchając ich. Ot, niezły alternatywny rock pomieszany z nieirytującą elektroniką, ozdobiony mającym wiele barw wokalem Dana Reynoldsa.
Debiutancki album grupy, „Night Visions”, to płyta bardzo pogodna, emanująca pozytywną energią, żywiołowa. Dość wspomnieć tu takie numery jak „It’s Time”, „Amsterdam” czy „On a Top of the World”. Jednak prawdziwą perełką było „Radioactive” – gniewny, potężny utwór. Właśnie za takie brzmienie polubiłam amerykański zespół. Ponura atmosfera oraz agresywny refren tej piosenki – a także ubiegłorocznych kawałków „Battle Cry” i „Warriors” – bardzo mi odpowiadają. Na „Smoke + Mirrors” znalazłam na szczęście kilka utworów, które mogę z powodzeniem dopisać do swojej listy numerów, za które Imagine Dragons należy się medal.
Może nie wszystkie najlepsze nowe piosenki zespołu nagrodziłabym zaraz odznaczeniem wykonanym ze złota, ale jednej najwyższe wyróżnienie należy się chociażby z powodu… jej tytułu. „Gold” to dynamiczna, cholernie przebojowa kompozycja charakteryzująca się prostym, ale nośnym refrenem:
Everything you touch turns to gold, gold, gold (PL: Wszystko co dotkniesz zamienia się w złoto, złoto, złoto)
Do nagrań, które najszybciej podbiły moje serce, należą także zadziorne „I’m So Sorry” (świetne partie gitary elektrycznej!), momentami głośne i drapieżne „Friction” (piosenka posiada najciekawszą linię melodyczną, będącą hipnotyczną mieszanką elektroniki i bębnów) oraz spokojne „Smoke and Mirrors”, które nie zwracałoby na siebie specjalnej uwagi, gdyby nie powodujące ciarek krzykliwe momenty.
Zachwyciła mnie balladowa kompozycja „Dream”. Proste, coldplayowe zwrotki pięknie współgrają z wyrazistym, podniosłym refrenem. Życzyłabym sobie więcej takich emocjonalnych smaczków od Imagine Dragons. Trochę szkoda, że pozostałe utwory przygotowane przez zespół celują w pogodniejsze, choć nie do końca radosne brzmienie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Udanymi nagraniami są również jednostajne, charakteryzujące się sympatycznym klaskanym rytmem „Polaroid”; lekkie, wiosenne „It Comes Back to You” oraz oparte na brzmieniu gitary akustycznej „Trouble”, które czaruje fragmentami, w których Dan śpiewa niższym głosem, oraz mostkiem, gdzie Imagine Dragons chóralnie odśpiewując wersy
Maybe you could save my soul from all the things that I don’t know (PL: Może mogłabyś uratować moją duszę przed wszystkimi rzeczami, o których nie wiem)
przypominają mniej folkową wersję Mumford & Sons.
Rolę tegorocznych przebojów z tej samej szufladki co „It’s Time” i „On a Top of the World” przyjęły na siebie dwa singlowe kawałki. Zahaczające o indiepop „Shots” na początku bardzo mi się nie podobało. Wystarczyło jednak spędzić z tym numerem kilka chwil, by mój stosunek do niego uległ zmianie. Podobnie sprawa miała się z najszybciej wpadającym w ucho utworem na „Smoke + Mirrors” – nieco folkowym „I Bet My Life”. Dziś nie wyobrażam sobie albumu Imagine Dragons bez tych pomysłowych piosenek.
Najsłabiej niestety wypada końcówka albumu. Trzy ostatnie kompozycje bardziej męczą, niż fascynują, choć oddzielnie da się od czasu do czasu ich posłuchać. „Summer” jest mało zaskakującą kompozycją, która nieco odstrasza mnie wyśpiewanym falsetem refrenem. Z mojej pamięci piosenka ta ucieka z taką samą prędkością, z jaką co roku mijają mi wakacje. Podobne wrażenie zostawia po sobie „Hopeless Opus”. „The Fall” to utwór, który zwraca na siebie uwagę cichszymi zwrotkami i wystrzeliwującym nagle, ni stąd ni zowąd, mocniejszym refrenem.
„Smoke + Mirrors” nie jest albumem, po przesłuchaniu którego powiem, że „Night Visions” nie dorasta mu do pięt. To jeszcze nie ten czas, nie ten poziom. Imagine Dragons nagrali płytę minimalnie tylko lepszą od przyjemnego debiutu. „Smoke + Mirrors” zyskuje dzięki temu, że więcej na nim piosenek, które wpadają w ucho, chociaż często nie dorównują one przebojowością starszym nagraniom grupy. Trochę szkoda, że „Battle Cry” i „Warriors” bardziej nie oddziałały na brzmienie tego wydawnictwa, ale myślę, że jeszcze przyjdzie czas na podobne stadionowe giganty.
MOJA OCENA:
[yasr_overall_rating size=”large”]
OCENA CZYTELNIKÓW:
[yasr_visitor_votes size=”large”]
Recenzja pochodzi z bloga The-Rockferry. Zapraszam do przeglądania strony, na której znajdziecie ponad 500 różnych recenzji.