Po raz 24. Akademia Fonograficzna wybrała najlepszych muzyków i dzieła w kategorii muzyki jazzowej i rozrywkowej – wieczór ten obfitował nie tylko w muzyczne triumfy, ale przede wszystkim w wyjątkowe występy, w kolaboracjach których nikt się nie spodziewał.
W pierwszym duecie usłyszeliśmy połączenie Polsko i Malinowy Chruśniak, oba te utwory są dojrzałe i emocjonalne – skomponowanie razem głosów Zalewskiego i Zawiałow było doskonałym pomysłem, przez co zdecydowanie to był jeden z lepszych występów tego wieczoru. W międzyczasie poznaliśmy zwycięzców kategorii Album Roku Rock: HEY, był to również mój faworyt – do zespołu trafiła już ponad dwudziesta statuetka z kolei. I choć można zarzucić Akademii, że po raz kolejny nagradza ten sam album (bo przecież CDN zawiera największe przeboje, które zdobywały już Fryderyki), to nie da się ukryć, że było to piękne podsumowanie twórczości Hey.
Przed przyznaniem następnej nagrody, na scenie pojawił się kolejny zaskakujący duet – Grzegorz Hyży z Anią Dąbrowską, którzy zaprezentowali kompilację swoich największych przebojów, Z Tobą nie umiem wygrać i O Pani! Statuetkę za Album Roku Alternatywa zgarnęła Daria Zawiałow – przyznaję, że przy tym wyróżnieniu nieco się zawiodłam, ponieważ od ogłoszenia nominacji moim typem był zespół LemON, który pokazał się z zupełnie nowej, bardzo dobrej, strony.
Wygrana w kategorii Fonograficzny Debiut Roku powędrowała również do Zawiałow, i to było moje największe rozczarowanie wieczoru. Kibicowałam zdecydowanie Rosalie., która udowodniła, że w Polsce można robić dobre R&B – z klasą, z dobrymi tekstami a do tego potrafi zachwycić antyfanów muzyki z domieszką elektroniki, do których zaliczam się ja.
LemON i Anita Lipnicka z The Hats – nigdy na myśl nie przyszłoby mi połączenie wokalu Igora z głosem Anity i żałuję. Był to zdecydowanie najpiękniejszy i najbardziej wzruszający występ podczas Fryderyków. Tu i Z miasta, choć z pozoru zupełnie inne, zostały zaaranżowane tak, że nie potrafiłam oderwać wzroku od sceny. Wkrótce po tym, poznaliśmy zwycięzcę za Album Roku Hip Hop: Taco Hemingway. I ciężko się nie zgodzić z odbierającym statuetkę Tytusem (przedstawicielem wytwórni), który słusznie zauważył, że zabrakło nominacji dla Quebonafide – najlepiej sprzedającego się albumu ubiegłego roku.
Album Roku Muzyka Korzeni: Kapela ze wsi Warszawa – jak najbardziej słuszny wybór i zasłużona wygrana. Nagrodę wręczał Organek z zespołem Tulia. Panie obecnie pracują nad debiutanckim albumem i bardzo liczę na ich nominację za rok. Zdecydowanie nie jestem fanką muzyki korzeni, jednak Tulia – jako jedna z nielicznych – tworzy coś, co mi się podoba i bardzo mnie interesuje.
Na scenie pojawiła się wielka trójca: Grubson, Miuosh i Paulina Przybysz. Solo przemawiają do mnie średnio, bo ich twórczość nie wzbudza we mnie zbyt wielkiego zachwytu. Jednak na Fryderykach, jako całość, zaciekawili mnie niesamowicie. Przeplatające się utwory Pirx, Neony i Supa’High Music stworzyły spójną całość – przez co zdecydowanie sięgnę po ich twórczość, by przyjrzeć jej się z osobna. Paulina Przybysz bardzo szybko wróciła na scenę, by odebrać nagrodę za Album Roku Elektronika. I ponownie się zawiodłam, tym razem na nominacjach – do teraz nie rozumiem, dlaczego wśród nazwisk zabrakło Rosalie.
Utwór roku trafił w ręce, w które trafić powinien. Kortez odebrał statuetkę za Dobry moment, szybko dziękując żonie ze słowami „mamy to”. Na scenie znowu połączenie, którego się nie spodziewałam – Natalię Nykiel wspierał zespół Tulia i Pianohooligan. Choć początkowo wydawało mi się, że to nie może się udać, to pod koniec nie kryłam pozytywnego zaskoczenia.
W międzyczasie dotarliśmy do części jazzowej, w której pierwszy triumfował Kuba Więcek jako Fonograficzny Debiut Roku. Maciej Obara Quartet odbierając statuetkę za Unloved w kategorii Album Roku Jazz, podziękował mamie za sprzedanie samochodu, by mógł mieć swój pierwszy saksofon. Muzyk ledwo opuścił scenę, by ponownie na nią wrócić i odebrać Fryderyka jako Artysta Roku Jazz, wygrywając z rekordową ilością „przeciwników”, bo nominowanych łącznie było aż 7! Jazzowa część wieczoru zwieńczona była występ muzyków jazzowych Marka Napiórkowskiego, Dominika Wanię, Kubę Więcka, Michała Miśkiewicza i Sławomira Kurkiewicza w utworze Milesa Davisa.
Od dawna uważam, że nazwa „pop” w Polsce odbierana jest krzywdząco, ironicznie – dlatego nazwa kategoria Album Roku Pop, choć opatrzona wyjątkowymi wydawnictwami, była dla mnie nieco nie na miejscu. Wręczający statuetkę słusznie stwierdził, że krążkom nominowanym brakuje obecności w polskich mediach. Fryderyka zdobyła druga z sióstr, Natalia Przybysz za Światło Nocne. I po raz kolejny tego wieczoru poczułam niesmak i rozgoryczenie, ponieważ jak dla mnie równych sobie nie miał Kortez i Mój dom.
Teledysk Roku, ku zaskoczeniu wszystkich, trafił w ręce Jazz Band Młynarski za klip do Abduł Bey. I choć kilkukrotnie Akademia mnie zawiodła, niezmiernie ucieszyłam się, słysząc nazwisko zwycięzcy w tej kategorii. Rozdanie Fryderyków zakończył występ Basi Trzetrzelewskiej, która zaprezentowała przedpremierowo utwór Matteo.
Na zakończenie wręczono dwa Złote Fryderyki: jazzowego otrzymał Andrzej Dąbrowski, który z ogromną sympatią publiczności został powitany owacjami na stojąco. W doskonałym humorze, żartował i podśpiewywał – przez co raz jeszcze zebrani wstali, by oklaskać muzyka. Drugi Złoty Fryderyk został pośmiertnie wręczony Zbigniewowi Wodeckiemu za całokształt twórczości. Galę zamknął występ damskiej części Mitch & Mitch, Laboratorium i Bernarda Maseli, którzy w ramach Tribute zaprezentowali Panny mojego dziadka.
Więcej:
Gala Fryderyk na Facebooku