Olsztyn przez dwa dni brzmiał dosłownie w każdym gatunku muzycznym. Nie brakowało alternatywy, rapu czy elektroniki – a nawet spokojniejszych brzmień. Dwie sceny skupiły słuchaczy z całej Polski, a o poziomie line–up’u świadczy wyprzedanie wszystkich biletów na długo przed rozpoczęciem festiwalu.
Choć drugi dzień festiwalu rozpoczął się od ulewnego deszczu, organizatorzy podołali zadaniu i całkiem sprawnie poradzili sobie z tą nieprzyjemną niespodzianką, ograniczając opóźnienia do minimum. Sobotnie popołudnie zdecydowanie należało do kobiet, bo największym zainteresowaniem cieszyły się koncerty Brodki i Kasi Stankiewicz z Varius Manx. Sama wciąż nie mogę w to uwierzyć, ale styczność z Moniką na żywo miałam pierwszy raz w życiu. I zdecydowanie zrobiła na mnie dobre wrażenie, a miała utrudnione zadanie – po ulewie sprzęt wokalistki uległ małej powodzi. Kasia udowodniła, że Varius Manx to zespół ponadczasowy, którego zawsze z przyjemnością się słucha i przywraca mnóstwo dobrych wspomnień.
Panie zawładnęły sobotnim wieczorem, ale za to w popołudnie panowie dali radę. Mowa tu o Bitaminie, która skradła moje serce już dawno temu. Od chłopaków bije klasa, niesamowita charyzma i urok, dzięki któremu uśmiech nie schodzi z twarzy. Wdzięczne ruchy, piękne teksty, ogromny uśmiech – chłopaki otwierając dużą scenę, swoją twórczością przegonili deszcz, który odpuścił już na drugim utworze. I każdy, komu jakikolwiek utwór chłopaków wpadł w ucho, powinien wybrać się na ich koncert. Muzyka wsiąka do wewnątrz, podczas koncertu wystarczy zamknąć oczy, a Bitamina przenosi do innego świata!
Drugim z charyzmatycznych panów był Ralph Kaminski z zespołem Pachnącym Latem, którego słucham już jakiś czas i od którego twórczości nie mogę się uwolnić. Z Ralphem jest tak, że gdy raz się usłyszy jego muzykę, to nie chce Cię opuścić i mimowolnie nucisz melodie – teoria potwierdziła się jeszcze tego samego wieczora, gdy chociażby wracając autobusem dwóch mężczyzn nuciło Zawsze. I standardowo było energiczne i emocjonalnie.
Wrażenie zrobił na mnie Grubson – z jego muzyką mam się na bakier, a mimo to na koncercie bawiłam się dobrze. Zresztą jak wszyscy zgromadzeni dałam się porwać energii i szaleństwu, które zaserwował wokalista. Podobnie było z L.U.C–kiem, który jest dla mnie dziwnym zjawiskiem, a jednak za każdym razem bujam się w rytm utworów.
Alternatywnych brzmień w sobotni dzień dostarczył duet Bisz/Radex, król oraz Pola Rise – na których koncerty nigdy nie było mi po drodze, dlatego z wielkim zaciekawieniem udałam się na ich występy. Pola to zdecydowanie jeden z ciekawszych debiutów tego roku, a występem na Greenie udowodniła, że krążące po sieci pozytywne opinie to nie przypadek. Chłopaki za to są niesamowicie ciekawym zjawiskiem, które ciężko opisać. Trzeba to po prostu usłyszeć. A król to król – bije od niego indywidualność, charyzma i specyficzność. Na żywo jest jeszcze bardziej chwytliwy, wpadający w ucho i charakterystyczny – i to również obowiązkowy punkt na liście koncertowej.
Na uwagę zasługuje projekt Albo Inaczej, który pojawił się na mniejszej scenie. Zaplanowany idealnie, przedstawiony jeszcze lepiej. Bardzo ciekawym doświadczeniem była możliwość usłyszenia oryginału utworu i zupełnie jego innej odsłony zaraz po sobie – tak było chociażby w przypadku Chodź ze mną Eldo, które zostało przerobione przez Ralpha. Nie mogę wyjść również z podziwu nad Moniką Borzym, która kupiła mnie już rok temu, występując właśnie na Greenie. Po zaprezentowaniu się w utworze Złe nawyki powiedzieć, że ma talent, to jakby nie powiedzieć nic. I chyba pokuszę się o stwierdzenie, że był to najlepszy koncert wieczoru, jeśli nie całego festiwalu.
Olsztyn Green Festival zachwyca mnie od dawna – dwudniowe widowisko urzeka otaczającą go naturą, muzycznymi dźwiękami wypełniającymi słuchaczy i ogromem możliwości, które czekają na bywalców na terenie festiwalu. To nie tylko muzyczne święto, ale i doskonała okazja by rozwinąć się ekologicznie, na tle sportowym czy w kwestii mody. Wszystko to można znaleźć na Olsztyn Greenie, ale i jeszcze więcej! Smacznie zjadłam, skoczyłam na bungee, spotkałam ulubionych muzyków w newsroomie i pograłam w ciekawe planszówki – a jak było pod muzycznym względem? Pierwszy dzień z czystym sumieniem oceniam na piątkę z plusem!
Więcej:
Olsztyn Green Festival na Facebooku