Od dziś możemy usłyszeć nowy album Niny Nesbitt „The Sun Will Come Up, The Seasons Will Change” i zagłębić się w delikatnych popowych dźwiękach.
Nina Nesbitt pochodzi ze Szkocji, a sławę zdobyła swoim debiutanckim albumem „Peroxide” w 2013 roku, zaraz po powrocie z otwierania Europejskich koncertów Ed’a Sheeran’a i wydaniu kilku EP. Kilka lat później, w 2016, po tym jak została porzucona przez wytwórnię, wraz z EP „Modern Love” Nesbitt zmieniła image i kolejny raz dostała się playlistę BBC Radio 1. Świetny singiel „Chewing Gum” i jeszcze lepszy teledysk spowodowały kolejny skok w karierze. W tym samym roku światło dzienne ujrzało EP „Life in Colour” z piosenkami napisanymi o historiach fanów. Jest to bardzo przejmujący, alternatywny pop. Jednakże, pomimo niezależnego wydawania muzyki był to ciemny okres w prywatnym życiu artystki. Ponieważ poprzednia wytwórnia przez długi okres nie chciała wydawać jej muzyki, Nesbitt straciła pewność siebie i przez sześć miesięcy siedziała zamknięta w sypialni.
Nowy rozdział
Jednak życie wynagradza tych, którzy się nie poddają. W listopadzie 2016 roku Nesbitt dołączyła do niezależnej wytwórni Cooking Vinyl. W lipcu 2017 światło dziennie ujrzała piosenka „The Moments I’m Missing” opowiadającą o jej dorastaniu i o tym jak przez marzenia o przyszłości nie zwracamy uwagi na teraźniejszość, a potem ogarnia nas tęsknota. Ten utwór był pierwszą samodzielną produkcją artystki; zapoczątkował nowy rozdział i zapowiedział jeszcze wtedy nieogłoszony album, który dziś mamy możliwość usłyszeć. Twórczyni mówi, że „The Sun Will Come Up, The Seasons Will Change” jest albumem, który chciała zrobić według swoich zasad:
Jest to szczere stanowisko osoby dwudziestoparoletniej dające prawdziwy wgląd w jej często nieustannie zmieniające się życie […] Chcę żeby ludzie płakali i śmiali się do tego albumu
Track by Track
Jednym z singli promujących było „The Best You Had”. W track by track na swoim kanale YouTube, gdzie Nesbitt zaczynała karierę, artystka wypowiada się, że jest to piosenka o zazdrości, którą niestety wszyscy czujemy po zakończonym związku, nawet gdy sami nie chcemy w nim być. Ciekawostką dotyczącą tego utworu jest to, że trafił on na osobistą playlistę Taylor Swift (!!!), a to właśnie Swift zainspirowała Nesbitt do złapania gitary i tworzenia muzyki.
Nasza reakcja po pierwszym odsłuchaniu albumu jest taka jakiej oczekiwała autorka. Już otwierające „Sacred” będące piosenką stanowiącą powtórne przedstawienie się artystki, po wszelkich zawirowaniach i zmaganiach z depresją oraz poczuciem bycia niewystarczającą, chwyta za serce i wciąga w opowiadaną historię. Na płycie możemy usłyszeć hymn o miłości do samej siebie – „Somebody Special”; roztańczone „Loyal to Me” i „Love Letter„, napisane z zamysłem o girl-bandzie R&B z przełomu wieków; czy też asertywne „Colder” o trudności otworzenia się na nowy związek po tym jak zostało się skrzywdzonym. Wraz z postępem albumu ogrania nas spokój dzięki uczuciowej balladzie „Things I Say When You Sleep„, czy naszemu nie-singlowemu faworytowi – „Last December”.
Premiera singla
Wraz z albumem Nina obdarowała nas nowym teledyskiem do swojej ulubionej piosenki (naszej zresztą też 🌺)! Jest to ścieżka „Is It Really Me You’re Missing”, która napisana została z zamysłem o Rihanna’ie i do niej wysłana. Podobno piosenkarka chciała zatrzymać utwór na kolejny album, więc Nesbitt zdecydowała się sama go użyć. My bardzo się z tego powodu cieszymy. Jej wysoki, przejrzysty i emotyczny wokal wsparty przez dźwięki fortepianu oraz elekronicznych smyczków oddziaływuje na odbiorcę. Szczególnie przy tak prawdziwym tekście.
Jak najlepiej podsumować ten album? Samymi słowami autorki: „Even in the darkness I’ll be okay/ The sun will come up, the seaons will change”. Jakbyście mieli ochotę zobaczyć Nesbitt na żywo to zapraszamy w kwietniu do Wielkiej Brytanii. Trzymamy kciuki za Europejską trasę. Może Szkotka nareszcie odwiedzi Polskę.