RECENZJA: Bring Me The Horizon – That’s The Spirit

0ef91fc6cda5e520ff7f1505f01b5848.750x750x1

Artysta: Bring Me The Horizon
Tytuł: That’s The Spirit
Premiera: 11.09.2015
Wytwórnia: Columbia Records, Sony Music Poland
Gatunek: Rock Pop, Electronic Rock, Alternative Metal, Deathcore, Metalcore
Single: Drown, Throne

Najlepsze: Throne, Doomed, Follow You, What You Need
Najgorsze: Oh No, Happy Song, True Friends

Na początek wyznam, że ten album Bring Me The Horizon to moje pierwsze spotkanie z twórczością Brytyjskiego zespołu, więc nie będę miała do czego go porównać. Do jego przesłuchania gorąco namawiała mnie moja koleżanka (którą przy okazji pozdrawiam). Od czasu do czasu lubię puścić sobie cięższą muzę, Darcie japy, jak ja to nazywam zawsze jest spoko, ale do tego muszę mieć „specjalny humor”. Czy That’s The Spirit zrobił na mnie wrażenie i dosyć mocno wciągnął?

Już od pierwszych dźwięków zaczyna się dosyć ciekawie. Doomed jest okraszony odrobiną elektroniki. Niby zapowiada się spokojnie, ale to tylko pozory. Refren to prawdziwa bomba. Ma naprawdę w sobie niesamowity klimat i jest jedną z najlepszych piosenek na albumie. Happy Song skojarzył mi się z takim mocnym stadionowym hymnem nastoletnim – pewnie przez te dodatkowe wstawki. Jest agresywnie i jeszcze więcej krzyku, co fanom takiej stylistyki zdecydowanie się spodoba, ale do mnie jakoś ledwo trafił. Jeden z singli Throne to kopalnia energii i idealnie sprawdzi się na koncertach. Nie drażni tak słuchacza jak jego poprzednik. True Friends podchodzi pod emo brzmienia i niestety wypada strasznie przeciętnie.

Odrobinę oddechu zapewniają balladopodobne Follow You oraz Avalanche. O tym pierwszym dosyć ciężko zapomnieć natomiast jeśli chodzi o drugi utwór… zespołowi chyba trochę on nie wyszedł. Czuć, że ambicja spadła w dół i po prostu odpuścili sobie na chwilę. Run także zaczyna się spokojnie. Kiedy Oliver śpiewa refren wydaje mi się, że to nie on tylko… Chester z LP. Oh No to chyba jakieś nieporozumienie. Chłopaki za bardzo w nim przekombinowali próbując stworzyć coś innego i dodając tanecznopodobne (?) dźwięki. Z tego wszystkiego wyszedł strasznie dziwny utwór. Ponoć tekst jest napisany z myślą o uzależnionych od narkotyków ludzi. W niektórych momentach może on doprowadzić do śmiechu. Przykład:

Cause you’re chewing off my ear while you’re chewing on your chin
(PL: Ponieważ przeżułaś moje ucho żując swoją brodę)

Zdecydowanie mogłabym polecić punkowe i trochę mroczne What You Need. Ciężko przejść obok niego obojętnie. Mieszane uczucia mam natomiast do Blasphemy, w którym brakuje mi czegoś, ale nie potrafię określić co to jest; i Drown. Ten ostatni to taki o prosty zapychacz, który szybko się znudzi.

W moim odczuciu ten krążek jest huśtawką nastrojów. Raz są dobre momenty a raz złe. Raz mi coś pasuje a raz nie. Słuchając tego, co nam zaproponował zespół mam skojarzenia z takimi zespołami jak 30 Seconds To Mars a przede wszystkim z Linkin Park. I na pewno nie tylko ja to zauważyłam, że chłopaki trochę wzorowali się przede wszystkim na tych ostatnich. Sądzę, że wokalista zespołu Oli swoim wokalem (duży plus za to!) mógłby nawet umarłego obudzić, ale chyba w końcu w takiej muzyce o to chodzi. Myślę, że na tym wydawnictwie każdy znjadzie coś dla siebie. O ile nie będzie miał zbyt wysokich oczekiwań.