HyperFocal: 0

RECENZJA: DNCE – DNCE

HyperFocal: 0

Artysta: DNCE
Tytuł: DNCE
Premiera: 18.11.2016
Wytwórnia: Republic Records
Gatunek: Pop, Dance-Rock
Single: Body Moves

Kto jeszcze nie kojarzy DNCE z pewnością zna Joe Jonas’a z zespołu Jonas Brothers. Kolejny z braci postanowił kontynuować swoją karierę w świecie muzyki. Założył ze znajomymi nowy zespół. W tamtym roku wydali singiel, który grał w stacjach radiowych bez przerwy i stał się hitem na całym świecie. By zobaczyć jak im pójdzie wydali EP’kę Swaay Dziś przedstawiają swój debiutancki album z nowymi utworami. Przypatrzmy się jak wygląda ich imienny krążek.

Mamy tutaj trzy utwory, które znalazły się na wspomnianej wcześniej EP’ce. Pierwszy z nich to Cake by the Ocean – piosenka debiut, która przyniosła im rozpoznawalność. Dla mnie w poprzednim roku, był to jeden z najbardziej wkurzających singli. Dziś, z biegiem czasu, kiedy wszystko ucichło, patrzę na niego inaczej. Najlepsze i najśmieszniejsze jest to, że nawet potrafię się przy nim bawić! Ale tak chyba często się zdarza. O wiele lepiej odbieram Pay My Rent oraz Body Moves, które także są bardzo żywiołowe. A szczególnie ten drugi o zmysłowym rytmie może porwać do tańca. Po prostu chce się szaleć. Ciekawostką jest, że to właśnie on jest pierwszym singlem, promującym to wydawnictwo. Tytułowemu DNCE, który rozpoczyna tą przygodę z płytą, ani trochę nie brak przebojowości. Zapowiada, że będzie niezła impreza.

Moim numerem jeden jest Doctor You, który przez te kilka dni kompletnie zawładnął moim umysłem i po prostu nie potrafię się od niego oderwać. Ciągle gra w moich słuchawkach. Tekst refrenu jest lekko niezrozumiały. Joe trochę zaszalał z twórczością, ale co tam Zwolnienie tempa nastaje z piosenką Toothbrush, który przez jakiś czas był moim faworytem. Jednak to jest tylko chwila, bo zespół znów postanawia rozruszać parkiet z Blown. Utwór wyróżnia się na tle innych, ponieważ słyszymy tu gościnnie amerykańskiego rapera. Kent’a Jones’a. Jego wersja dodaje mu charakteru, przez co nie da się go zignorować.

Więcej emocji dostajemy przy balladzie Almost. Ma w sobie niesamowity klimat i została naprawdę pięknie zagrana na gitarze. W Naked irytuje mnie wycie Jonas’a w refrenie. Facet chciał się wykazać swoimi zdolnościami wokalnymi, ale moim zdaniem z tymi wysokimi dźwiękami trochę przesadził. Gdyby to zmienić, byłoby może i nawet całkiem, całkiem… Be Mean z klaskaniem w tle brzmi strasznie nijako. Ten sam problem jest z Zoom. Już przez sam początek, zagrany na harmonijce można się zniechęcić. Dźwięki niczym z wiejskiej potańcówki.

Na tym albumie czuć energię. Joe’mu, JinJoo, Jack’owi i Cole’mu chodziło chyba właśnie o to, żeby rozruszać słuchacza. I udało im się to. Za to duże brawa. Ten krążek to jedna, wielka impreza z momentami na wzięcie oddechu. Przebojowość nie ma tutaj granic. Jednak czasem niestety brzmi trochę pusto. A przynajmniej ja to tak widzę. Mimo wszystko odbieram go pozytywnie. Przy nim na pewno nie ma mowy o nudzie. Jeśli chcecie rozruszać się w te jesienne dni, to puśćcie sobie właśnie ten krążek a na pewno nie pożałujecie.