Niespodziewany awans reprezentacji Polski do ćwierćfinału Euro 2016 sprawił, że lwia część publiczności musiała podjąć trudną decyzję – mecz czy koncert zespołu, który w swojej długiej karierze gościł w naszym kraju dopiero trzeci raz? Organizatorzy wcześniej zasypani zostali prośbami o przełożenie występu Red Hot Chili Peppers o godzinę lub stworzenia strefy kibica. Przystano na to drugie, ale jeśli ktoś myślał, że pod sceną zrobi się luźno, srogo się zawiódł. Według plotek show Amerykanów oglądało około 100 tysięcy osób! Pytanie, kto śledził uważnie to, co dzieje się na scenie, bo komórki, które poszły w ruch, po raz pierwszy nie służyły do nagrywania/fotografowania koncertu, lecz podglądania, co dzieje się na boisku we Francji. RHCP o meczu wiedzieli, czego dowodem jest Flea (basista kapeli), intonujący idealną polszczyzną (!) stadionową przyśpiewkę „Polska biało-czerwoni”. Muzyk, obok pozostałych instrumentalistów, był najmocniejszym ogniwem zespołu. Najsłabsze wrażenie niestety zrobił Anthony Kiedis, który nie jest w najlepszej formie. Pomogliśmy mu w odśpiewaniu takich przebojów jak „Dani California”, „Californication”, „By the Way” i „Can’t Stop”. Nie zabrakło i kilku przedstawicieli tegorocznego wydawnictwa „The Getaway” (m.in. „Detroit”, „Dark Necessities”). Ponoć RHCP powrócili na bisy, ale ja byłam już w drodze na kolejny koncert.
Więcej o drugim dniu Open’era przeczytacie po kliknięciu na obrazek: