O tym jak Niebo zamieniło się w piekło, czyli koncert Perturbatora. [RELACJA]

James Kent, kryjący się pod pseudonimem Perturbator to francuski muzyk, którego twórczość można określić mianem dark synth popu. Na swoim koncie ma już cztery albumy studyjne i siedem EP-ek. Ostatnią z nich, czyli wydaną we wrześniu 2017 roku „New Model” artysta promował grając koncert w warszawskim klubie Niebo.

 

13 sierpnia był dniem niestety bardzo upalnym, a temperaturę miał podgrzać jeszcze koncert Francuza. Supportował mu polski projekt MOLOCH. Kryjący się za maską wykonawca zaprezentował krótki, aczkolwiek ciekawy set, którym zaostrzył apetyt na występ głównej gwiazdy.

Niedługo przed godziną 21.00 tłum zaczynał gęstnieć i robiło się coraz goręcej. Dosłownie i w przenośni. Ale o tym za chwilę. Ciekawym zjawiskiem na występach Perturbatora jest przekrój publiczności. Wśród tłumu zaobserwować można było bardzo dużo przedstawicieli subkultury metalowej, ale także gotyckiej, jak również innych imprezowiczów. Gdy wybiła godzina występu, a gwiazda wieczoru weszła na scenę zaczęła się dzika zabawa. W setliście przeważały utwory z promowanej EP-ki i wydanego w 2017 roku albumu „Uncanny Valley”, ale nie zabrakło takich przebojów jak „She Is Young, She Is Beautiful, She Is Next”, „Satanic Rites”, czy kultowego już „Humans Are Such Easy Prey”.

Tempo występu było niesamowite, między piosenkami nie było praktycznie żadnych przerw. Bardzo oszczędny w słowach, a w zasadzie milczący (poza „Thank you” na koniec występu nie przypominam sobie, ale wypowiedział choć jedno słowo więcej) Perturbator gestami zachęcał publikę do zabawy, a ta nie zwalniała ani na moment. Był ogień, a klub Niebo zamienił się w piekło, za sprawą panującej w nim temperatury. Duża liczba osób i zero klimatyzacji sprawiły, że pot dosłownie lał się strumieniami. Podłoga, a nawet ściany klubu były mokre, nie wspominając już o imprezowiczach. Nie trzeba było nawet skakać i tańczyć, by wyjść z występu całkowicie przemoczonym. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że był to najgorętszy koncert, na jakim byłam.

Set Perturbatora trwał lekko ponad godzinę, jednakże przy tym tempie i intensywności koncertu był to czas niemalże idealny. James Kent udowodnił, że jest jednym z ciekawszych przedstawicieli muzyki elektronicznej. A jako, iż zaczął pojawiać się w Polsce dosyć często, zachęcam każdego fana tego gatunku, by przekonał się o tym osobiście przy najbliższej ku temu okazji.