Dzisiaj będzie o jednej z płyt, na które najbardziej czekałam w 2019 roku. Czy młodziutka Norweżka dostarczyła mi tego, na co tak bardzo liczyłam?
Wszystko zaczęło się od singla „Strangers”, który szturmem podbił polskie rozgłośnie radiowe. Wtedy zakładałam, że trafiliśmy na typową wokalistkę jednego singla. Ależ byłam naiwna! Zaraz po tym singlu pojawił się mój prywatny ulubieniec, „High Five”. Naprawdę liczyłam na to, że ten kawałek znajdzie się na debiutanckim albumie artystki, ponieważ uważam, że idealnie wpasowywałby się w klimat krążka, jednak niestety pozostanie mi słuchanie go w wersji elektronicznej, bo Sigrid zdecydowała się nie zamieszczać go na Sucker Punch”. Żałuję, ale mówi się trudno i idzie się dalej, dlatego przechodzimy już do recenzji albumu.
Krążek otwiera tytułowy singiel „Sucker Punch” i muszę przyznać, że jest to wybór bardzo dobry. Nie będę się rozpisywać jak bardzo podoba mi się ten kawałek, bo muszę jeszcze zająć stanowisko w sprawie reszty utworów. Wypada mi jednak przyznać, że prawdopodobnie rozpoznałabym autorkę singla, gdybym nie dostała informacji, kto za nim stoi. Nie chodzi mi tutaj o przewidywalność, a raczej o specyficzny styl, w którym tworzy Sigrid. Nie jest to wada, bardziej cecha, która jednym będzie odpowiadać, a innych irytować.
Kolejnym utworem, który skradł mi serce jest „Basic”. Tutaj wszystko do siebie pasuje. Tytuł idealnie oddaje cały nastrój kawałka, który w gruncie rzeczy jest prosty, jednakże równocześnie wpada w ucho. To jedna z tych piosenek, które nie potrafią wyjść z głowy, więc jeśli przesłuchacie jej w południe to istnieje naprawdę spore prawdopodobieństwo, że jeszcze wieczorem będziecie nucili refren.
Przez grzeczność wypada mi wspomnieć o najpopularniejszej piosence Singrid, „Strangers”, która również znajduje się na płycie. Od tego kawałka zaczęła się miłość do niepozornej Norweżki, to do niego latem tańczyły tysiące osób. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam wyjątkiem, chociaż nie było to uczucie od pierwszego odsłuchu, potrzebowałam dłuższej chwili na wyłapanie energii, która bije od tego singla.
Na szczególną uwagę zasługują dwie ballady, „In Vain” i „Level Up”, bowiem to w nich ukazuje się pełen potencjał głosu wokalistki. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego typu utworów na tej płycie. Wychodziłam z założenia, że będzie to krążek typowo do tańca, lekki łatwy i przyjemny, jednak obie ballady kompletnie odmieniły moje zdanie. Są piękne i melancholijne, zachowując jednak lekkość towarzyszącą reszcie utworów z płyty.
Podsumowanie
Czy uważam, że to dobra płyta? Tak, chociaż nie wybitna. Sigrid rozbudziła mój apetyt i chcę wierzyć, że dopiero się rozkręca. Po cichu liczę na to, że każdy kolejny album będzie lepszy od poprzedniego, bo młoda wokalistka zdecydowanie ma potencjał by sięgać gwiazd i jeszcze wyżej. Póki co „Sucker Punch” to idealny umilacz czasu w komunikacji miejskiej czy podczas biegania po mieście. Ot, urocza wiosenna płyta. Czy to dobrze czy źle – nie mnie to oceniać.