O wywiadzie z Bitaminą marzyłam już dobre kilka lat, od kiedy „Znajomą Nieznajomą” pokazał mi znajomy. Moje marzenie udało się spełnić, więc skorzystałam z okazji i zapytałam Vito o ich marzenie, ale także o „Kawalerkę” i „Kwiaty i Korzenie”. Jakie prawo wprowadziłby jako prezydent? Przeczytajcie sami.
- Graliście w tym roku na Main Stage podczas Openera. Jak wrażenia? Marzenie spełnione?
Tak, spełniło się. Co prawda, jeśli chodzi o pogodę, to mogłoby być lepiej, ale ludzie czekali na nas i jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Amar i ja mówiliśmy ze sceny, że w 2007 byliśmy na tym festiwalu i mieliśmy marzenie, żeby tam zagrać, a dwanaście lat później na nim zagraliśmy. Musieliśmy odczekać swoje, ale marzenie odhaczone.
- Pierwszym prawem, które wprowadzilibyście jako prezydenci, byłoby…?
Wiesz co, o dziwo nie byłoby to nic związanego z legalizacją. Nie myślałem o tym nigdy, a to jest dobre pytanie. To pewnie byłoby coś związanego z szacunkiem do siebie nawzajem. Nie chcę, żeby to zabrzmiało negatywnie, jak jakaś reguła, która niesie za sobą sankcje. Może zrobiłbym tak, że jeśli nazbiera ci się dziesięć dobrych uczynków dla innych ludzi, nie wiem jeszcze jak bym to liczył, ale jeśli nazbierasz dobre uczynki do dostajesz jakąś nagrodę od państwa. 500+ dla dobrych ludzi.
- Mateusz, odstawiłeś jaranie. Nie czujesz się dziwnie śpiewając „Bakacje”?
Z „Bakacjami” jest tak, że gramy je tylko kiedy bakamy. Mamy na swoim koncie pięć albumów, więc jakby mamy z czego wybierać. Z racji tego, że jest jesień i wszyscy uciekają na domówki, ten numer idzie w odstawkę, na chwilę. Z ziołem walczę cały czas i się z tym nie kryję, myślę, że to będzie mi towarzyszyło do końca życia. Wiem, że to nałóg, ale czasem sobie tłumaczę, że to stan umysłu. Jestem jakby po środku, nie będę zachęcał do jarania, ale nie będę też nikomu zabraniał, bo każdy jest sobie panem.
- Gracie bardzo dużo koncertów. Czym różnią się te zagrane w większych salach od bardziej klubowych w małych miejscowościach?
Po pierwsze, są różnice techniczne. W takim palladium jest dużo więcej świateł i zabawek technicznych, chociaż pewnie lepiej słychać nas na tych mniejszych koncertach. Tak naprawdę nasze koncerty różnią się tylko tym, ile tego dnia mamy energii. Zależy to od tego, jak poszedł koncert dzień przed, tylko tym się różnią. Zawsze dajemy z siebie 110 procent. Rozliczamy publiczność nie na podstawie wielkości sali, tylko na podstawie energii, którą nam dają.
- Panowie, skąd pomysł na nazwę zespołu?
Zaczęliśmy robić muzę z Amarem od 2005 roku. W 2009 roku mieliśmy sesję bitową, w której Piotrek załatwił nam studio. Był numer kolońskiego zespołu, nie pamiętam nazwy bandu, ale kawałek nazywał się „Vitamin C”. Więc pomyślałem, że witamina to zdrowie, my tworzymy bity, które mają uzdrawiać lub przybliżać do innego stanu ducha, i tak powstała Bitamina. Jak pisałem to Amarowi to napisałem po angielsku, beatamina, ale to on był osobą, która od razu stwierdziła, żeby napisać to przez i, po polsku. I tak już jest.
- Najdziwniejsza prośba od fanów to…
Zrobić razem fikołka, fakt, to było dziwne. Nie zrobiłem go, zaproponowałem coś innego, bo byłem już po koncercie i mógłbym nie wstać po takim fikołku. Chyba kręciliśmy się wokół własnej osi w ramach alternatywy.
- Nie jesteście zbyt widoczni w social media. Żadnych nagrań z prób, filmików z busa itp., chociaż w tej chwili media społecznościowe są uznawane za główną płaszczyznę kontaktu fan-twórca. Nie czujecie, że to w jakiś sposób wpływa na kontakt z fanami?
Na pewno wpływa, ale wmawiam sobie, że pozytywnie. Na pewno zmniejsza nasz zakres możliwości, ale z drugiej strony ludzie to doceniają, że jak już coś wrzucimy to jest to z pomysłem, albo bardzo osobiste. Chcemy, żeby nie ingerowało nam to w życie za bardzo.
- „Kwiaty” są Waszym piątym longplayem, chociaż większość osób kojarzy Was z „Kawalerki”. Czuliście presję, żeby utrzymać się w mainstreamie?
Przez moment czuliśmy presję. W mainstreamie są pułapy, my sobie w tym mainstreamie jesteśmy, szukamy, ale jakby nie jest to dla nas główny cel. Presja była, ale jak tylko poczuliśmy, że ludzie mogą kojarzyć „Kwiaty” jako drugą płytę to powiedzieliśmy sobie, że to nie jest najważniejsze, i od tego czasu tworzymy. Bałem się, że nie przejdzie nam to, ale na szczęście poradziliśmy sobie.
- Wideo do singla „Na Pół”to migawki z Barcelony – jakie inne miejsca polecacie jako nieodzowne do zobaczenia przynajmniej raz w życiu?
Na pewno Lizbona, ja uwielbiam Greków, naród grecki i wszystko co tam mają, więc polecam zobaczyć sobie Grecję, też pod kątem jedzenia. No i Sedzymin Nowy, tylko nie wszyscy na raz i proszę, nieinwazyjnie. Posprzątajcie po sobie.
- Początkowo album miał nazywać się „Mama Europa”. Dlaczego ostatecznie zdecydowaliście się „Kwiaty i korzenie”?
Dlatego, że Mama Europa od razu narzuca pryzmat polityczny, i tam ten pryzmat jest, ale nie tylko. Są przepiękne wiersze Piotrka o miłości, ja wspominam o Bogu, o miłości. A że ja już na „Kawalerce” miałem napisane „Kwiaty i korzenie”, więc pomyśleliśmy, że to jest to. Kwiaty i korzenie, dzień i noc. Ty jesteś taki, ja jestem taki, Amar jest jeszcze inny.
- „Kwiaty i Korzenie” to album, na którym słyszymy dwóch niezależnych wokalistów, co jest dużą gratką dla fanów, bo dotychczas Piotra słyszeliśmy tylko na koncertach. Dlaczego dopiero teraz mamy taką możliwość?
My sami się zastanawiamy. Próbowaliśmy nieraz, ale zawsze było tak, że Piotrek miał inny dobór słów, ja inny. Teraz w tym utworze „Len i Krawiec” mieliśmy okazję spotkać się po środku. Oczywiście będziemy próbować do końca życia.
- Tworzyliście „Kwiaty i Korzenie” zdalnie, będąc w Niemczech, Polsce i Danii. Czy to wpłynęło w jakimś stopniu na proces twórczy?
Myślę, że nie. My już od dawna przeszliśmy na internetowe przesyłanie plików. Czasem trzeba zrobić videokonferencję czy konferencję telefoniczną, ale radzimy sobie.
- Kwiaty i Korzenie są płytą, która mocno porusza tematy okołopolityczne. Nie baliście się, że to może wpłynąć na ilość odbiorców?
W Polsce to temat delikatny i bardzo wielu artystów omija ten temat. Dla nas ta muza jest ciągle pasją, a nie pracą, więc jeśli chcemy poruszyć jakiś temat i wiemy, że on dojdzie do jakiegoś grona odbiorców to korzystamy z tego. Jeśli to oznacza, że stracimy wszystkich fanów to znaczy, że fanami nigdy nie byli i lubili coś, czego nie było.
- Miksem „Kwiatów…” zajął się Moo Late. Jak wpłynęło to na brzmienie albumu?
Myślę, że dał temu trochę więcej przestrzeni. Gdybym miał to nazwać metaforycznie, to zawsze muzycznie byliśmy bliscy drewna. On nadał temu przestrzeni i to czuć. Dzięki temu ten album jest jeszcze bardziej niezależny, jest sam dla siebie.
- Współpracowaliście z Grubsonem, Dawidem Podsiadło czy Jareckim. Z kim teraz chcielibyście coś stworzyć?
Chciałbym z 2packiem, ale to będzie trudne. My chcemy pracować ze sobą, praca w kolektywie jest fajna, my inspirujemy się sobą. Nagraliśmy numer, bo poczuliśmy taką potrzebę. Nie szukamy, to dzieje się instynktownie. To się po prostu wydarza.
- Reklama „Kwiatów i Korzeni” w jednym zdaniu to…?
To co wysiejesz, to zbierzesz. Rozsiewajcie dobro, bo to zaowocuje.
- Jak nastrój przed koncertem?
Dobry, ja na krótko przed będę jeździł po Katowicach, bo muszę odebrać dziadka, jako, że będzie na koncercie. Po Warszawie nie stresuję się niczym, mam wolny umysł. Liczę na to, że każdy kolejny koncert na tej trasie będzie miał inny vibe, bo to zależy od ludzi.
Foto w nagłówku to zasługa Huberta Misiaczyka, za co jestem mu bardzo wdzięczna.