Neena to jedna z najbardziej obiecujących wokalistek młodego pokolenia. Jej debiutancka płyta niedawno ujrzała światło dzienne. Ja zapytałam ją między innymi o udział w talent show, plany na przyszłość i inspiracje.
1.Świat usłyszał o Tobie po udziale w „Must Be The Music”. Co program zmienił w Twoim życiu?
Neena: Program „Must Be The Music” był bardzo ciekawym doświadczeniem, które pomogło mi uświadomić sobie jak ważne jest dla mnie pisanie moich własnych utworów. Nie ma lepszego uczucia niż to, kiedy dzielisz się swoją twórczością i dostajesz od ludzi energię z powrotem. To dla mnie prawdziwie budujące doświadczenie.
2. Czy robienie kariery w tak młodym wieku jest dodatkowym utrudnieniem? Masz dopiero (albo aż) 19 lat.
Na pewno niektóre aspekty są w moim wieku trudniejsze do osiągnięcia, w końcu kto brałby na poważnie nastolatkę 😉 Jest to jednak świetna okazja do ćwiczenia asertywności. Jeśli chodzi o muzyczne decyzje nie mam żadnych problemów, gorzej ze sprawami organizacyjnymi. Na szczęście nie jestem też w tym wszystkim sama, więc w najtrudniejszych momentach mogę liczyć na pomoc.
3. Jak radzisz sobie z blokadą twórczą?
Zazwyczaj robię coś kreatywnego, ale niezwiązanego z muzyką. Maluję, piszę lub po prostu czytam – staram się czerpać inspirację ze wszystkiego co mnie otacza i to bardzo dobrze „działa na mózg”. Moja obecna szkoła również świetnie sprawdza się w roli muzy – będąc otoczoną tak wspaniałymi, twórczymi ludźmi, trudno samemu nie poczuć weny. No i dodam też najzwyczajniej – życie (jakkolwiek młoda bym nie była, a może właśnie i mój wiek za tym stoi) dostarcza mi w tej chwili tyle tematów na piosenki, że ciężko powiedzieć żebym odczuwała jakąś blokadę 🙂
4. Co skłoniło Cię do przeprowadzki do Londynu?
Chciałam zająć się technologią muzyczną, którą uważam teraz za jedną z najważniejszych umiejętności jeśli chodzi o tworzenie oraz rozumienie nowoczesnej muzyki. Temat ten jest w Polsce bardzo niszowy, tak więc postanowiłam spróbować szczęścia w UK. Zawsze też ciągnęło mnie do spróbowania życia za granicą – uważam to za jedno z najbardziej rozwijających i otwierających doświadczeń jakie można przeżyć i mimo początkowych trudności bardzo cieszę się, że taką decyzję wraz z moją rodziną podjęłam.
5. Co najbardziej zaskoczyło Cię w polskim show biznesie?
Obecnie nie uczestniczę w polskim show biznesie, więc chyba nic 🙂
6. Od premiery „Roses” minęły trzy lata. Co zmieniło się w Twoim życiu od tego czasu?
Właściwie wszystko. Pisząc „Roses” byłam ledwie raczkującą artystką, mimo iż wciąż jest to dla mnie niezmiernie ważna piosenka. Wydaje mi się, że bardzo dojrzałam i się zmieniłam, muzycznie jak i w życiu. Wciąż uważam się za artystyczne pisklę, tyle że przynajmniej teraz pokryta jestem pierzem :). Kamieniem milowym była na pewno przeprowadzka, a teraz nowy uniwersytet oraz mieszkanie w akademiku. To wszystko bardzo na mnie wpłynęło, zarazem wpływając też na moją twórczość. Premiera „Flipside” uświadomiła mi, że właśnie ta płyta była ogromnym rozdziałem w moim życiu, który w jakiś sposób się zakończył – choć przecież wciąż we mnie w jakiś sposób trwa i zawsze trwać będzie.
7. Sama odpowiadasz za swój wizerunek czy może za Twoim stylem stoi sztab stylistów?
Za wizerunek odpowiadam sama, choć wiąże się to czasem ze stresem.
8. Pamiętasz swój pierwszy występ?
Mój pierwszy występ z debiutancką płytą odbył się na scenie „Firestone” na Openerze rok temu. Był to piękny koncert, strasznie już chciałam wszystkim pokazać materiał i była to wspaniała ku temu okazja. Nie obyło się bez stresu, ale miałam już wtedy za sobą parę występów (choć głównie w szkołach i w programie) i mam doświadczony zespół, więc daliśmy radę.
9. Który koncert był dla Ciebie najbardziej stresujący?
Chyba właśnie ten pierwszy, chociaż równie poddenerwowana czułam się występując na Spring Breaku już w tym roku. Natomiast wszystkie dotychczasowe koncerty w Warszawie wspominam bardzo czule, jest coś w tym mieście coś niesamowitego. Może to warszawska zawartość smogu, a może obecność moich przyjaciół, ale te występy wspominam najlepiej.
10. Jak powstał Twój pseudonim sceniczny?
Poza oczywistym (w końcu nazywam się Nina) chciałam żeby mój pseudonim był bardziej symetryczny. Neena to również imię pochodzące z kultury hinduskiej znaczące „dziewczyna”, a że jako mała dziewczynka zafascynowana byłam Bollywood i Indiami, uznałam że jest to dość minimalistyczny, a jednocześnie ciekawy pseudonim.
11. Skąd czerpiesz inspirację?
Z życia swojego i innych, z muzyki, z pogody, z kolorów które mnie otaczają, z miejsc w których żyję, z podróży, z emocji które odczuwam, ze szkoły, z ludzi których spotykam. Jest tyle rzeczy o których można pisać, moje dotychczasowe piosenki nie pokrywają nawet trochę otchłani spraw o których chcę jeszcze śpiewać i komponować.
12. Większość Twojej twórczości jest w języku angielskim. Dlaczego?
Zawsze słuchałam muzyki głównie po angielsku, więc naturalnym było dla mnie rozpoczęcie pisania muzyki w języku którym posługiwali się moi najwięksi idole. Flipside ma też bardzo międzynarodowy wydźwięk i jest o sprawach uniwersalnych, tak więc i tu chciałam użyć języka, który przy zrozumie osoba z każdego kątka świata. Nie wiem jednak czy następna płyta również będzie po angielsku. Czuję dużą nostalgię do polskiego szczególnie teraz, gdy wyjechałam więc kto wie, może spróbuję swoich sił w języku ojczystym 🙂
13. Co powiedziałabyś młodszej sobie?
Bądź otwarta i nie przejmuj się opiniami innych. Najważniejsze – choć i najtrudniejsze jest odnalezienie dzisiaj siebie i na tym powinnaś się skupić, a kiedy już się odnajdziesz, wszystko pójdzie jak z płatka.
14. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
Planuję trasę koncertową na przyszły rok, tak więc dużo grać (o każdym koncercie będę informować na moich social media) i przymierzać się do następnej płyty, na którą już mam bardzo dużo pomysłów. Zamierzam tym razem zająć się nie tylko pisaniem piosenek, ale i produkcją, tak więc czeka mnie dużo pracy!
15. Jesteśmy chwilę po premierze Twojego debiutanckiego albumu. Jakie uczucia towarzyszą wypuszczeniu swojego pierwszego krążka? Czy któryś kawałek możesz nazwać swoim ulubionym?
Jestem niesamowicie podekscytowana tym, że ludzie w końcu po tak długim okresie tworzenia i kończenia mogą posłuchać „Flipside”. Jest to dla mnie wspaniałe podsumowanie pięknego rozdziału z mojego życia. Zawsze będę miała sentyment do piosenki „Sun”, jest to chyba jedyna piosenka o miłości na płycie, ale energia która w niej tkwi jest mi bardzo bliska. Jednak ze względu na to jak długo trwały prace nad albumem, chyba każda z piosenek miała okazję być przez chwilę moją ulubioną :).