Fot. Materiały prasowe

Olena – W świetle gwiazd [Recenzja]

Premierę tego krążka cechuje unikalność i niekonwencjonalność. W XXI wieku, kiedy serwisy streamingowe są powszechnością, a liczba globalnie sprzedanych płyt maleje, Olena postanowiła, że najpierw światło dzienne ujrzy fizyczny album, a dopiero po tygodniu od premiery udostępnić jej cyfrową wersję. Czym zaskoczy nas ta, której imię z greki oznacza „Blask Księżyca”?

Wyjątkowo nie będę dzieliła tej recenzji na utwory, ponieważ wydaje mi się, że album powinien być czytany jako jedna, długa historia. Historia o uczuciach, czasem trudnych. O miłości, która nie zawsze kończy się bajkowym „i żyli długo i szczęśliwie”. O sile, która swoje źródła bierze w najróżniejszych zdarzeniach. O sytuacjach, które spotykają każdego, a o których mało kto lubi mówić. Debiutanckie albumy często oceniane są jako niedojrzałe, mało ambitne czy po prostu poprawne, ale bez pazura. Album Oleny to jednak coś zupełnie innego. Wokalistka w dojrzały sposób przeprowadza słuchaczy przez ścieżkę trudnej miłości, tęsknoty, rozstań, żalu i bólu, jednak nie robi tego w sposób banalny. Ciekawe brzmienia skrzypiec, ciepły głos Oleny, chwytliwe melodie – to cechuje album „Blask Księżyca”. Znacie to uczucie, kiedy głos wokalistki bądź wokalisty działa na Was jak ciepły kocyk? Tak właśnie działa Olena. To rzadka sztuka, więc tym bardziej doceniam debiutującą wokalistkę.

Zawsze w wypadku debiutantów zastanawiam się, czy chciałabym obserwować ich kolejne kroki na muzycznej drodze. W wypadku Oleny jestem zdecydowanie na tak, chciałabym usłyszeć więcej historii o życiu, okryć się kocem z głosu i przeżywać sytuacje, o których mogłabym powiedzieć „czuję tak, jak ona”.