Artysta: Demi Lovato
Tytuł: Confident
Premiera: 16.10.2015
Wytwórnia: Safehouse, Hollywood, Island, Universal Music Polska
Gatunek: Pop
Single: Cool For The Summer, Confident
Najlepsze: Wildfire, Lionheart, Stone Cold, Confident
Najgorsze: Cool For The Summer
W życiu każdego człowieka przychodzi taki czas kiedy musi zmierzyć się ze swoimi demonami i rozprawić się z nimi w jakiś tam sposób. Artyści różnego rodzaju mają łatwiej niż zwykli ludzie. To namalują, to napiszą poemacik a muzycy (także) napiszą i skomponują o tym piosenkę. Tak i też zrobiła Demi Lovato. Dzięki temu w swoim życiu otwiera ona nowy rozdział. Na dodatek pokazała, że ma pazura…
Osobiście nie należę do grona jej fanek. Nie śledzę z zapartym tchem jej kariery ani życia osobistego, ale coś tam o uszy zawsze się obije. Jednak przyznaję, że Demi ma głos, którego można pozazdrościć. Gdzieś przez myśl przebiega mi obraz dziewczynki z Camp Rock, choć to było wieki temu! Ukazuje się też, niestety, jej poprzedni album, który moim zdaniem to wielka klapa. Z ogromną ciekawością więc sięgnęłam po tak szumnie zapowiadany Confident.
Zaczyna się z powerem. W tytułowym numerze piosenkarka składa deklarację, że jest pewną siebie, niezależną, młodą kobietą, która wie czego chce i akceptuje siebie. Można powiedzieć, że to taki utwór misyjny. Podoba mi się tutaj linia melodyczna. A refren po paru chwilach zostaje w głowie i po prostu razem z Demi zaczynasz go nucić. Następna propozycja to pierwszy singiel, który swoje światło dzienne ujrzał na początku wakacji. Wprost idealnie. Chodzi tu oczywiście o Cool For The Summer. Strasznie sztuczny, komercyjny, ale przecież o to chodziło. Moim zdaniem jest to najgorszy kawałek jaki znajduje się na płycie. Z czasem jakimś cudem przyzwyczaiłam się do niego i przyznam, że nawet potrafię się przy nim bawić bez narzekania. W For You przeszkadza mi trochę wokal Demi w refrenie. To darcie można było trochę przytemperować. Dalej jest już spokojniej. Ballada Stone Cold ma w sobie wiele emocji. Artystka swoim głosem po prostu robi coś naprawdę pięknego. A tekst naprawdę wzrusza.
Don’t wanna be stone cold, stone cold
I wish I could made this, but here is my goodbye
Oh, I’m happy for you
Know that I am
Even if I can’t understand
If happy is her, I’m happy for you
Przyszedł czas na Kingdom Come. Niestety ja w żaden sposób nie potrafię się przekonać do tego kawałka. Myślę, że problemem jest tu Iggy Azalea, której po prostu nie trawię. Może gdyby wyciąć jej część to może i by zyskał on w moich uszach. Zdecydowanie bardziej stawiam na Waitin For You, gdzie słychać inną raperkę, tym razem Sirah.
Moje serce i umysł w całości zdobyły dwa naprawdę świetnie skomponowane utwory. Mowa tu o Wildfire i Lionheart. Słucham je z ogromną przyjemnością. W pierwszym, choć należy do kategorii tych spokojniejszych, czuć ten ogień. Panna Lovato śpiewa z ogromną pasją. Drugi natomiast… brak mi słów. Serio. Potrafię się tylko zachwycać. Na koniec piosenkarka serwuje nam najbardziej osobistą kompozycję, którą zadedykowała swojemu zmarłemu ojcu zatytułowana po prostu Father. Gdzieniegdzie brzmi niczym modlitwa w jego intencji. Jest to kolejna cudna ballada wyróżniająca się na tle reszty i to w dobrym sensie.
Nie spodziewałam się, że aż tak przypadnie mi ten album do gustu i to już po pierwszym jego przesłuchaniu. Są potknięcia, ale małe. Przede wszystkim bardzo spodobał mi się wokal Demi. Ten krążek zdecydowanie ma charakter i z miłą chęcią zobaczę go w mojej kolekcji.