LP „Churches” recenzja

Jeśli ktoś nie wie kim jest LP, to krótko ją przedstawię. Queerowa artystka, wokalistka, autorka tekstów i melodii do piosenek zarówno swoich, jak i innych artystów. Laura Pergolizzi urodziła się w stanach, ale w jej żyłach płynie irlandzko-włoska krew. Popularność przyniósł jej utwór Lost On You, a teraz w sklepach i streamingu pojawiło się jej szóste studyjne dzieło, czyli  album Churches.

Krążek zawiera aż piętnaście świeżych kompozycji, które powstawały podczas lockdownu. Sama LP chciałaby, żeby te piosenki pomagały innym ludziom przetrwać trudny czas, tak jak jej pomogły w czasie pandemii. Kilka kawałków poznaliśmy już jako single, między innymi One Last Time i wydane najbliżej premiery Angels.

LP pokazuje nam zarówno swoje dobrze znane oblicze, ale i powiew nowości. Album otwiera wzniosłe, bajkowe When We Touch, które przy akompaniamencie orkiestry stopniowo z delikatnego utworu przeradza się w coś znacznie silniejszego, żeby na chwilę wrócić ku spokojowi i na koniec przerodzić się w totalny chaos. Jest to bardzo dobre rozpoczęcie nowej muzycznej przygody i gdybym nie znała LP, to poczułabym się zachęcona do zagłębienia się w jej twórczość. Konstrukcja When We Touch kojarzy mi się z falami pandemii, choć może jednak to zbyt śmiałe skojarzenie.

Goodbye jest po prostu dobrą piosenką na letnią imprezę nad basenem (lub na jachcie, tak jak robi to LP w teledysku). Pasuje też do przejażdżki samochodem przy otwartych oknach i zachodzie słońca. Ma taki ciepły vibe, a chce się do niej tańczyć. Kolejnym letnim hitem wydaje się być Everybody’s Falling in Love, które opiera się na melodii granej na ukulele i wyraźnym bicie. Wyczuwam tu hit przyszłych wakacji.

Wydany już rok temu singiel The One That You Love wciąż gości na moich playlistach i brzmi jak soundtrack do dobrego filmu. Laura pokazuje tu pełną skalę swojego głosu i sprawia, że do tej piosenki ciągle chce się wracać. To samo można powiedzieć o One Last Time. Niezwykle urzekł mnie klip do tej piosenki utrzymany w luksusowym, retro klimacie. LP jest mistrzynią piosenek o załamanym sercu i tęsknocie.

Moje serce szczególnie podbiła akustyczna ballada Rainbow. Podoba mi się to, jak LP pokazuje w poszczególnych piosenkach zarówno swoją siłę, jak i delikatność. To właśnie utwór tego drugiego typu.

My Body to utwór o nowym początku i zmęczeniu samotnością, a Angels które poznaliśmy już jako singiel wydaje się opowiadać o początku nowej relacji. Anioły, o których śpiewa LP, to metafora zakochania, świeżego, ale już silnego uczucia. Również w tej kompozycji LP zadbała o każdy szczegół. Głosy w refrenie brzmią jak prawdziwy anielski chór.

Yes nieszczególnie przypadło mi do gustu i wypada dużo słabiej niż inne utwory, tak samo Conversation (które zostało kolejnym singlem) nie brzmi zbyt urzekająco, jednak lepiej od poprzednika.

Dwie przedostatnie pozycje, czyli Safe Here, Can’t Let You Leave wypadają lepiej od tamtych dwóch, ale i tak nie dorównują tytułowemu Churches. Album zamyka Poem- krótki wiersz złożony z tytułów wszystkich utworów znajdujących się na płycie.

LP wyłożyła na ołtarz wszystkie swoje troski i wyszło jej to świetnie. Jest to jeden z jej lepszych albumów. Od czasu Lost On You niesamowicie się rozwinęła i pokazała, że potrafi tworzyć romantyczne niebiańskie ballady, nie tracąc przy tym swojej zadziorności. Tak jak poprzedni album był dla mnie rozczarowaniem, tak Churches przerosło moje oczekiwania i na pewno długo nie uwolnię się od tych melodii.