Męskie Granie na dobre wpisało się w wakacyjną rozpiskę koncertową – trasa ta przyciąga tłumy chętnych i masę wyjątkowych muzyków! Tegoroczna edycja to święto, które trwa od dziesięciu lat. Czy w tym roku Męskie Granie spełniło oczekiwania oddanych fanów?
Tegoroczny koncert mogę krótko podpisać słowami: dobra zabawa i emocjonalne występy, ale też granie z pazurem i przesłaniem. Katowickie Granie rozpoczął Ralph Kaminski w zupełnie innej odsłonie niż dotychczas. Peruka, makijaż i ściśle wybrane przebranie to tylko część wizerunku, który towarzyszy nowemu materiałowi. Różnica, którą zaobserwowałam, to na pewno pewniejsze dźwięki – które przypieczętowane są emocjonalnymi tekstami i nietypowym wokalem Ralpha.
Jednym z projektów specjalnych był Tribute to: 2+1, za którego organizację zabrała się Ania Rusowicz. Na scenie pojawili się także goście, m.in. obdarzona wyjątkowym wokalem Bela Komoszyńska czy dawno niewidziany Czesław Mozil. Ania, w charakterystyczny dla siebie sposób, zaaranżowała najbardziej znane utwory zespołu, nadając im klimat lat 60. Z całego występu biła radość, miłość i wzajemny szacunek. Podsumowały to dwie w/w panie, które podczas piosenki Chodź, pomaluj mój świat rozbudziły entuzjazm publiczności, machając tęczowymi flagami i mówiąc właśnie o tych wartościach.
Pierwsze mocniejsze granie nadeszło ze strony duetu Mazolewski/Porter, któremu towarzyszyło specyficzne poczucie humoru i dobre dźwięki. Następnie scenę przejął zespół Lao Che, który zdecydowanie dotrzymał kroku poprzednikom, rozpalając scenę do czerwoności. I klimat ten ciągnął się w najlepsze, gdy na scenę weszła jedna z mocniejszych wokalistek na naszej rodzimej scenie. Maria Peszek, w nietypowej odsłonie bo z góralskim zespołem. Głośna, mocna w swoich przekonaniach, twarda, poruszająca do szpiku kości – dokładnie taka jak utwory, które zaprezentowała (Sorry Polsko, Pan nie jest moim pasterzem).
Organek, ach Organek. Spotkałam się z nim wiele razy na żywo, i tak jak słuchając jego wydawnictw nie czuję się przekonana, tak na żywo członek Orkiestry całkowicie skrada moje serce. Szczególne miejsce w moim sercu ma też wokalistka, która gościnnie pojawiła się przy boku Tomka, a mowa o Justynie z Domowych Melodii. Ten duet, choć zupełnie inny, idealnie ze sobą współgrał.
Orkiestra mnie nie przekonuje w całości (i niestety katowickiemu koncertowi nie pomogła też masa gości), może przez dobór utworów – choć bardziej skłaniam się ku opcji, w której Igo przyćmiewa wszystkich na scenie. To moje odkrycie, jedno z ważniejszych – Igo od pierwszego wydanego dźwięku zachwycił mnie w stu procentach. Jego wyjątkowy wokal jest dla mnie wręcz bezkonkurencyjny.
Mała scena miała również swoje perełki, a moją ulubioną była Kasia Lins. Wokalistka, która kupiła mnie swoim debiutanckim wydawnictwem. Wokalistka, która mimo niesprzyjającej pogody, zebrała pod sceną niemały tłum ludzi. Wokalistka, która mimo aury, rozbudziła emocje i entuzjazm wśród zebranych fanów. Wokalistka, którą polecam Wam wszystkim, bo jej twórczość nie jest typowa – jest po prostu doskonała.
Choć pogoda częściowo nie dopisała, to bawiłam się świetnie. Wbrew powszechnej opinii: nie czekałam w kolejkach, nie musiałam przebijać się przez niemożliwy do przejścia tłum a strefa gastronomiczna była wystarczająco przygotowana. Czy polecam Męskie Granie? Zdecydowanie. To poza specyficznym, w dobrym tego słowa znaczeniu, klimatem można usłyszeć wiele duetów i wykonań, które na co dzień są niemal niemożliwe do usłyszenia.
Więcej:
Męskie Granie na Facebooku