„To fantastyczne, że potrafimy bawić się muzyką” – wywiad z Adamem Stachowiakiem

Wrażliwy muzyk z fortepianem, śpiewający o utracie ukochanej osoby,  wokalista, którego single za każdym razem odnoszą sukces, skromny mężczyzna realizujący swój pomysł na życie krok, po kroku. Kim właściwie jest Adam Stachowiak, jak wspomina udział w talent show i czy to już czas na solowy album? Przeczytajcie sami.

Zacznijmy od początku Twojej medialnej kariery. Kto lub co zmotywowało Cię do udziału w „The Voice”?

To bardzo ciekawa historia! Sam udział w The Voice zawdzięczam mojej Żonie, która namówiła mnie do wypróbowania tej formy „promocji” po kilku latach pracy z zespołem, ale wyjazd na precasting będę pamiętał do końca życia. O godz. 5:00 nad ranem przyjechał do mnie mój ówczesny manager – Jarek Jurek. W drzwiach przywitał mnie słowami: „Wstawaj, jedziemy do Voica!”. Rzeczywiście braliśmy tę opcję pod uwagę, ale nie umawialiśmy samego wyjazdu. W ostatni dzień precastingu ubrałem się, wsiadłem do auta i pojechaliśmy.

 Wykonywałeś przed jurorami Twój autorski utwór „Mamo”. Był stres?

Ogromny. Choć na scenie występuję od 4. roku życia – wtedy wydałem swoją pierwszą legalnie zarejestrowaną płytę „Anielskie Przeboje Czterolatka” to występ na tak wielkiej scenie, z udziałem produkcji, pełnego studia ludzi był pierwszym w moim życiu. Cieszę się, że miałem możliwość zaśpiewania własnego utworu, choć w pierwszych godzinach po występie nie mogłem uwierzyć w to, co się stało.

Szczere pytanie: jak trudno śpiewa się o utracie tak bliskiej osoby, jak Mama?

Nie ma trudniejszych utworów do zaśpiewania. Rozmawiałem kiedyś z moim tatą, który powiedział mi bardzo mądrą rzecz: „Ty synu musisz mieć ogromną odwagę i stalowe nerwy.” – „Dlaczego?” – zapytałem. – „Bo śpiewać na scenie o własnych emocjach, przeżyciach, trudnościach przed tysięczną, a w tym wypadku milionową publicznością to większe obnażenie się niż rozebranie się do naga.”. Powiem szczerze – trudno się z nim nie zgodzić. Stres towarzyszy mi podczas każdego występu – a kiedy śpiewam ten utwór, dotyka mnie on jeszcze bardziej.

Singiel „Mamo” uzyskał w Polsce status platyny. Spodziewałeś się takiego sukcesu?

Pamiętam sytuację kiedy wracaliśmy z autorem muzyki – Michałem Cielebąkiem – prosto z nagrań ze studia w Warszawie do naszych domów pod Poznaniem. Dostaliśmy w połowie drogi pierwszą wersję utworu „Mamo” od realizatora – jeszcze przed miksem, masteringiem, przed nagraniem smyków, czyszczeniem poszczególnych ścieżek, itd. Uczucie, które nam wtedy towarzyszyło – bo oboje mamy podobną historię z utratą mamy i z miłością do muzyki – było tak silne, że musieliśmy zatrzymać się na najbliższej stacji benzynowej. Siedzieliśmy tam przez godzinę i płakaliśmy, zakładając różne scenariusze. Nikt nie spodziewał się ponad 23 milionów wyświetleń i Platynowej Płyty. To ogromna radość i wdzięczność, że utwór poruszył nie tylko nas, ale i wiele innych serc.

Pogdybajmy chwilę. Jak myślisz, jak potoczyłoby się Twoje życie gdyby nie „The Voice”?

Zastanawiałem się nad tym wielokrotnie. Prawdopodobnie prowadziłbym własną agencję marketingową, ponieważ jestem wykształcony właśnie w tym kierunku i cenię sobie w życiu niezależność. Cieszę się natomiast, że zawód, który uprawiam łączy w sobie wszystkie moje zainteresowania naraz: film, muzykę, plastykę, grafikę, marketing, realizację dźwięku, produkcję, podróżowanie, spotykanie się z ludźmi… Właściwie wszystko co jest związane ze sztuką, ze światem artystycznym. Mógłbym też więc spełniać się w każdej z wymienionych wyżej dziedzin i na pewno poświęciłbym temu całe swoje serce.

Od 2016 roku minęło trochę czasu, Ty jednak wydajesz się stawiać bardzo ostrożne kroki w showbiznesie. Kiedy dostaniemy więcej Adama?

Zostałem rzucony na głęboką wodę w wieku 19 lat. To był solidny prysznic na wszystkie moje „wydaje mi się” i myślę, że doświadczenie, którego cały czas nabieram pozwala mi stąpać twardo po ziemi i sukcesywnie budować swoje sukcesy. Teraz założyliśmy własną wytwórnię z żoną – ABM Records. Właśnie ukazał się najnowszy, tytułowy singiel „Dotrę Na Szczyt” z płyty, która planowo ma ukazać się jesienią. Do tego czasu planujemy jeszcze kilka pojedynczych utworów z klipami i jeśli „Pan Bóg da” to w okolicy końca roku powinniśmy spodziewać się nowego krążka. Na nic nie liczę, ale chciałbym, aby tym razem się udało!

Który koncert szczególnie wspominasz?

Każdy koncert jest wyjątkowy. Zwłaszcza kiedy myśli się o tym teraz, w czasie pandemii koronawirusa, kiedy obostrzenia nie pozwalają nam na spotykanie się z ludźmi. Nigdy nie wiem co i kogo zastanę w miejscowości, do której jedziemy z zespołem. Najpiękniejsze koncerty są wtedy, kiedy publiczność chcę Cię słuchać – kiedy przyszła specjalnie po to, aby posłuchać Twojej muzyki. To największa radość dla artysty/twórcy – nie zastąpi tego żadna ilość wyświetleń w Internecie ani ilość sprzedanych kubków po koncercie. Relacje z fanami są najważniejsze – a mi trafiła się cudowna grupa odbiorców – chciałbym aby tak zostało.

W Twoich utworach często odnosisz się do Boga. Wiara pomaga czy przeszkadza w karierze?

Zdecydowanie pomaga. Nie odczuwam żadnych negatywnych spojrzeń, uwag czy skutków tego, że mówię otwarcie o mojej relacji z Panem Bogiem. Niczego nikomu nie narzucam – żyjemy w kraju katolickim i sam przez 18 lat nie wierzyłem w Boga. Wiara w to, że Tata istnieje i czuwa nad tym, żeby nie stała nam się krzywda, pomaga mi przezwyciężać swoje słabości, lęki, troski… Wiem, że dzięki poznawaniu Pana Boga, zgłębiania wiedzy na jego temat, modlitwie – stałem się mądrzejszy i z człowieka, który żył z dnia na dzień bez ponoszenia konsekwencji swoich czynów, stałem się bardzo empatyczny, świadomy i rozwinięty duchowo. Jeżeli mogę tą wiarą zarazić kogoś z mojego otoczenia – sprawia mi to ogromną radość. W karierze skierował mnie na ścieżkę, która nie prowadzi już do popularności i używek, ale do dzielenia się swoim doświadczeniem, świadectwem i pomocy ludziom.

Jesteś bardzo młodym muzykiem. Nie boisz się, że świat gwiazd Cię zniszczy?

Nie da się wejść do showbiznesu w wieku nastoletnim i wyjść z niego bez szwanku kilka/kilkanaście lat później. To jak wpuszczenie bezbronnego dziecka do klatki z lwem. Albo nauczysz się tam żyć i „okiełznasz zwierzę” albo lew Cię rozszarpie na kawałki. Mnie trochę poszarpał, teraz goję rany i prawdopodobnie będę nosił na sobie blizny po tym „boju” do końca życia. Wiem, że brzmi to okrutnie, ale warto o tym mówić, ponieważ wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy jak wielką krzywdę mogą zrobić swoim dzieciom, pchając się w środowisko pełne zazdrości, zawiści, pychy, pieniędzy, używek i „klepania po plecach”. Nie wierzcie w to, że jeżeli dostaniecie z nieba fortunę to ludzie będą z Wami dla przyjemności. Będą dla własnej korzyści – znikną później bez słowa, kiedy zaczniesz tonąć.

Co jest najtrudniejsze w karierze wokalisty?

Właśnie to o czym wspomniałem przed chwilą. Najtrudniejsze jest utrzymanie się na powierzchni i nie popadanie w zbędną pychę, kiedy coś zaczyna się udawać. Pokora – to to, czego wielu wokalistom brakuje. Trzeba umieć cieszyć się ze swojej pasji, jednocześnie dbając o to, żeby Twoi słuchacze chcieli Cię słuchać. To trudna sztuka. Robienie dobrej muzyki pod presją czasu, braku stabilności finansowej, obciążających kontraktów – potrafi czasami przytłoczyć. Najsilniejszym udaje się pozostać na lata i robić nieprzerwanie świetne numery, bez względu na to czy gra Cię radio i czy telewizor zaprasza Cię na kanapę w programach śniadaniowych – najlepszym tego przykładem jest Andrzej Piaseczny.

Odnoszę wrażenie, że Twoje single wychodzą co rok. Kolejny kawałek w 2021?

Tak było do czasu rozwiązania mojego poprzedniego kontraktu. Teraz wydajemy się sami, więc mamy pełną dowolność w kwestii rodzaju muzyki, terminów, stylizacji, wizerunku i wszystkiego, co wiąże się z moją karierą. Pracujemy z wyjątkowymi ludźmi, którzy postarają się o to, aby nowe utwory pojawiały się tak często jak to możliwe. Sam jestem kompozytorem, autorem tekstów i producentem. Myślę, że pierwszym realnym termin na nowy utwór jest początek sierpnia bieżącego roku – czyli za ponad miesiąc.

Singiel „Utopieni” ma mocno klubowy vibe, co mocno kontrastuje z pozostałymi utworami. Czego należy się po Tobie spodziewać?

Na pewno nie klubowych numerów. Nie zaufam już „bardziej doświadczonym” na zmianę klimatu utworu tylko po to, aby zagrało go radio. To zdarza się nagminnie i niestety dotknęło też mnie. Mam własną koncepcję na rodzaj wykonywanej muzyki i bardzo możliwe, że będzie to ewoluować na przestrzeni lat. Dzisiaj jestem w miejscu, w którym działają na mnie organiczne brzmienia, w starym stylu Jamesa Morrisona, Robbie’go Williamsa, Nelly Furtado czy Michaela Buble. Szukam siebie. Chcę aby moja muzyka trafiała do ludzi i jeżeli będę się z czymś źle czuł, na pewno w to nie wejdę. Możecie spodziewać się dobrze nagranego fortepianu, analogowych brzmień syntezatorów, żywych bębnów, basu i odrobiny elektroniki. Pochylam się także ostatnio nad country w stylu Chris’a Stapletona – to też może wpłynąć na ostateczne brzmienie powstałych już utworów.

Odejście z Universala było dość niespodziewane. Żałujesz?

Zrobiliśmy z poprzednią wytwórnią dużo dobrych rzeczy – ponad 42 miliony wyświetleń na YouTube, platynowa płyta, 1. miejsce najczęściej granych utworów w stacjach radiowych… Niczego nie żałuję. Poznałem tam wspaniałych ludzi, producentów z Polski i zza granicy, managerów, dziennikarzy… Kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron, więc trudno jest mi powiedzieć cokolwiek złego na temat Universal. To po prostu kolejny etap na mojej drodze zawodowej. Być może kiedyś nasze drogi znów się zejdą – czas pokaże, nie wykluczam takiej opcji.

Czas na rozmowę o świeżynce, która światło dzienne ujrzała dzisiaj. Nie ukrywam, że oglądając klip mam lekki dysonans poznawczy. Z jednej strony słowa kojarzą mi się trochę z mustangiem z dzikiej doliny, z drugiej sam klip jest utrzymany raczej w ponurym nastroju. Czarno-biały film, las… Jak należy czytać ten utwór?

Każdy może mieć własną interpretację. Od godziny premiery usłyszałem już tak wiele niespodziewanych opinii na temat tego utworu, że trudno jest mi chwilami uwierzyć jak bardzo różne spojrzenie możemy mieć na muzykę. Ale to jest najpiękniejsze! Ja napisałem utwór o własnych doświadczeniach. Czerń i biel, pustka, minimalizm miały się kojarzyć z samotnością, nie odwracać uwagi od wagi wypowiadanych słów. W klipie pojawia się też „Anioł”, który podnosi mnie po upadkach. Cały scenariusz klipu, za który odpowiedzialna jest moja żona prowadzi do oczyszczenia, uwolnienia się od złych emocji, trudności i lęków. Uważam, że w pełni oddaje to jak czuje się osoba w trudnej sytuacji życiowej, próbująca podnosić się po porażkach.

„Dotrę na szczyt” to obietnica czegoś nowego?

Obietnica to bardzo duże słowo. Staram się używać go w najbardziej potrzebnych sytuacjach. Na pewno jest to zapowiedź płyty o tym samym tytule. Czas pokaże co wydarzy się z nowym wydawnictwem – czy spodoba się fanom, czy radia będą chciały go zagrać czy wręcz przeciwnie – odbije się bez większego echa. Biorę każdą z tych opcji pod uwagę, dlatego pracuję intensywnie nad produkcją kolejnych utworów.

Planujesz jakieś ciekawe duety?

Oczywiście. Jest kilka projektów, nad którymi pracuję od kilku tygodni. Bardzo bym chciał połączyć siły z kimś tak wrażliwym jak ja. Albo z kimś z zupełnie innego gatunku muzycznego. Takie kolaboracje są ostatnio bardzo modne – sam słucham wielu artystów, których wspólnych utworów w życiu bym się nie spodziewał. To fantastyczne, że potrafimy bawić się muzyką i wymieniać doświadczenia. Często wychodzą z tego naprawdę piękne rzeczy.

Jak zamierzasz spędzić nieco narzuconą kwarantannę?

Teraz intensywnie promujemy singiel „Dotrę Na Szczyt” – kiedy ta promocja się skończy, zamykam się w studio z muzykami i nagrywamy kolejne numery. Kwarantanna prawdopodobnie nie będzie nas obowiązywać, poza tym czujemy się z rodziną bardzo dobrze. Przyznam szczerze – najedliśmy się strachu i straciliśmy wiele możliwości promocji przez ostatni telefon z sanepidu. Wierzę, że tak miało być – staram się już niczego nie planować, ponieważ to pierwszy krok do rozczarowań.

Jesteśmy kilka kroków przed wakacjami. Bez czego nie ruszasz się z domu w upały? 

To może być zaskakujące co powiem, ale nie ruszam się bez rejestratora dźwięku! Chodzi o notatnik głosowy w telefonie, na którym mam tysiące różnych pomysłów, demówek, linii melodycznych, harmonii… Oczywiście, jeżeli upał to i woda. Po pierwsze trzeba nawadniać organizm, po drugie jako wokalista muszę dbać o to, aby być w dobrej kondycji fizycznej i głosowej.

Pytanie z pogranicza mojego świata. Jakiego pytania nikt nigdy Ci nie zadał, a chciałbyś na nie odpowiedzieć? Z drugiej strony, jakiego pytania nienawidzisz?

Nikt nie zadał mi pytania o to gdzie słuchać nowego utworu! A odpowiedź jest bardzo prosta – na moim kanale YT – AdamStachowiakVevo oraz we wszystkich serwisach streamingowych, takich jak: Spotify, Tidal, Apple Music, Deezer, Plus Music, etc. Z drugiej strony nienawidzę kiedy ktoś pyta dlaczego tak bezczelnie promuję swoją twórczość. Odpowiedź jest bardzo prosta – bo kocham swoich fanów i to dla nich robię nową muzykę!