PePe należy do grona muzyków, którzy weszli na rynek z tak zwanym przytupem, bo co innego można powiedzieć o osobie, która co miesiąc wypuszcza nowy singiel? Przy okazji naszej rozmowy miałam okazję wypytać go o genezę pseudonimu, założony przez niego kolektyw kreatywny i wiele, wiele więcej. Miłej lektury!
- Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Opowiedz o swoich początkach.
Miałem może 7 albo 8 lat – jakaś wczesna klasa szkoły podstawowej. Mój kumpel, z którym trzymałem się od małego smarka kupił sobie gitarę marki gitara. Była piękna! Czarny i lśniący elektro-klasyk, o którym marzyłem każdego dnia. Było krucho z kasą, więc nie prosiłem rodziców o to, by sprawili mi prezent. Jednak pewnego dnia wygadałem się ze swoich pragnień mojej babci. Często z nią rozmawiałem o tym, czego nie mogłem lub nie chciałem powiedzieć rodzicom. Na drugi dzień powiedziała, że znajdzie pieniądze na gitarę, a po dwóch dniach już ją zamówiliśmy. Kosztowała trzy stówki, może nieco więcej. Gdyby nie babcia to prawdopodobnie nigdy nie zacząłbym się zajmować muzyką.
Gdy już ją miałem to nauczyłem się motywu z Jamesa Bonda i innych tego typu melodyjek. Później zapisałem się na lekcję do znanego w moim mieście Pana Andrzeja, aż entuzjazm opadł na kolejne lata, gdy zacząłem grać w bale. Po gitarę sięgnąłem ponownie w 2 albo 3 klasie gimnazjum. Wróciły dawne marzenia, a granie Smells Like Teen Spirit stało się dziwnie pożądane. W moim mieście rozkwitały amatorskie zespoły, w których grali moi koledzy, wtedy postanowiłem, że i ja zagram Seven Nation Army na koncercie, więc wróciłem do gry, ucząc się wszystkiego sam. I tak oto jestem!
- Przed działalnością solową tworzyłeś w trzech zespołach. Dlaczego teraz tworzysz solo?
Tych zespołów było więcej. Graliśmy po garażach, a czasem z moim ziomalem Ruskiem jeździliśmy nawet po 100 km na próby. Problemy z grą w zespole zawsze były te same – czas i ludzie. W pewnym momencie stwierdziłem, że nie mam już siły, by szukać kolejnych basistów, wokalistów i perkusistów, a że skoro nie umiem śpiewać, to spróbuję coś zarapować. Od tej pory stałem się w pewien sposób niezależny. Robię muzykę, kiedy chcę i w sposób jaki chcę. Nie muszę słuchać, że ktoś nie utożsamia się z moim tekstem albo zagrałby coś wesołego. Czasami tęsknie za zespołem, ale kto wie może jeszcze kiedyś PePe będzie właśnie zespołem, a nie tylko solowym tworem.
- Dostałeś propozycję napisania własnej książki. Dlaczego wybrałeś muzykę zamiast pisarstwa?
Padły takie propozycje od kilku wydawnictw, jednak niewiele osób zdaje sobie sprawę, że młodzi pisarze nie mają zbyt łatwo. Wydanie książki w takim przypadku kosztuje ok. 12 tysięcy złotych. Nieważne, czy propozycja padła od wydawnictwa, czy też nie. Porzuciłem jedno z moich największych marzeń, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wydać swoją powieść. Żałuję tylko, że nie udało się tego zrealizować teraz, bo niestety to, co już napisałem już kiedyś nie będzie aktualne.
- Skąd pomysł na pseudonim?
W moim przypadku było to dość trudne, ponieważ przez całe życie nie miałem ksywki. No może poza jedną przez krótki okres, gdy grałem w jednym z dąbrowskich klubów, gdzie wołali na mnie Rozkmina. Nie pytaj… W każdy razie w liceum byłem uczestnikiem projektu, gdzie na jednym z jego etapów odwiedzili nas Włosi, z którymi mocno imprezowaliśmy przez tydzień. Moje imię sprawiało im wiele trudności, a zwłaszcza po kilku dobrych lufach, więc zaczęli na mnie wołać Pepe. Pomyślałem, że w sumie to całkiem niezła ksywa, bo przecież kojarzy się z Pepe Panem Dziobakiem, Świnką Peppą albo tym portugalskim piłkarzem, co w ostatnim przypadku niekoniecznie może dobrze kojarzyć się fanom Barcelony, którym zresztą sam jestem. Stwierdziłem, że nie będę kombinował i zostanie PePe, co może być też łączone z pierwszą literą mojego imienia.
- Do pseudo dopisujesz „Ze Śląskiego Miami, skąd takie określenie?
To Śląskie Miami, a nie jakaś Warszawka! Nawinąłem tak kiedyś w jakimś kawałku, który nigdy nie został wydany. Później ten motyw pojawiał się w innych piosenkach. Ogólnie to określenie odnosi się do Katowic, czyli mojego małego Miami. Dlaczego tak? Odpowiadam: a dlaczego nie? Pomyślałem, że Kato może się z czymś zacząć kojarzyć, więc już zostało Śląskie Miami.
- Założyłeś kolektyw kreatywny Kotłownia’21. Opowiedz coś o nim. Skąd pomysł na taką działalność?
Kotłownia to też przypadkowy twór, który wywodzi się z melanży w słynnej kawalerce przy ulicy Ligonia. Kotłownia wzięła się od plakietki, która jest przyklejona do szafy, stojącej pod parapetem, przy którym odbywa się życie towarzyskie tego mieszkania. W pewnym momencie, gdy zaczynałem musiałem zmienić nazwę kanału na YouTube, więc przekmina była mocna. Pomyślałem, że kotłownia to dobry motyw, by powstało z tego coś więcej, więc zmieniłem nazwę na Kotłownie. Z ziomalem dołożyliśmy do tego „’21” i mamy kolektyw. Mam, co do niego większe plany, ale wszystko w swoim czasie. Kotłownia’21 jest po prostu grupą ziomali, czyli w większej mierze osób bardzo kreatywnych, zajmujących się muzyką, grafiką, filmami itd. Jeśli wpadasz na balety i okażesz się dobrą mordą, możesz czuć się częścią Kotłowni!
- Kto lub co Cię inspiruje?
W głównej mierze inspirują mnie ludzie oraz sytuacje, które miałem okazję przeżyć. Zawsze byłem ciekawski innych – mówili mi, że mam dziennikarskie zacięcie, bo lubię pytać i słuchać, no i oczywiście mówić też! Uważam, że każdy człowiek ma do opowiedzenia swoją historię i każda z nich jest unikalna. Gdy tylko mam okazję posłuchać jednej z nich, to po prostu to robię. Może dlatego tak bardzo analizuję ludzi. Poza tymi czynnikami jest także muzyka innych artystów, które również potrafi mnie zainspirować do tworzenia i ogólnie działania.
- Tworzysz po polsku. Dlaczego? Nie czujesz, że większe szanse miałbyś, pisząc po angielsku tak, aby większa publiczność miała szanse zrozumieć Twoje kawałki?
Nie miałbym żadnych szans! Po angielsku nie mówię zbyt dobrze, a po polsku nawet całkiem nieźle. Poza tym nasz język jest zbyt piękny i nie widzę sensu tworzenia w innym języku. Mówię po polsku i myślę po polsku, stąd też po polsku tworzę i będę tworzył już do końca życia. Uważam, że najpiękniejsze, co nas spotkało w naszym kraju, prócz kobiet oczywiście, to właśnie muzyka wykonywana w naszym ojczystym języku.
- Pojawiałeś się na TikToku. Jakie to uczucie oglądać swoje nagrania w innym wydaniu?
Ciekawie jest obserwować to, jak ktoś umieszcza twój utwór w swoim kreatywnym, a może nawet niekiedy artystycznym kontekście. TikTok to jeszcze nic wielkiego. Chciałbym zobaczyć swoją muzę w jakimś soundtracku do filmu lub innego przedsięwzięcia. To byłoby coś! Na razie muszę zejść na ziemię i cieszyć się, że ktoś zdecydował się użyć mojej muzyki do robienia contentu na swoim profilu.
- Co poza muzyką Cię zajmuje?
Właściwie wiele rzeczy. Szybko się nudzę, więc muszę mieć wiele różnych zajawek. Ostatnio zanurzyłem się w świat fotografii i jest to coś, co naprawdę mega mi się spodobało. Czasem udam się na jakąś sesję z kimś znajomym, tak czysto dla zajawki. Uwielbiam też pisać opowiadania czy powieści, ale na to mam już zdecydowanie mniej czasu. Interesuję się też psychologią, promocją i językiem. Kocham piłkę nożną i MasterChefa! I ostatnio nowo odkrytą zajawką są gry planszowe – coś pięknego!
- Gdybyś mógł nagrać coś z dowolnym artystą, kto by to był?
O nie! To jedno z najtrudniejszych pytań, ponieważ tych artystów jest tak wielu, że trudno mi wybrać. Ponadto mam problemy z wyborami – jestem w tym najgorszy. Na ten moment marzy mi się współpraca z Mięthą, gdybym miał wskazać jednak kogoś spoza sceny hip-hopowej, to wybrałbym Darię Zawiałow. Jest jeszcze Kuba Kawalec mój mistrz, któremu trudno dorównać w sztuce pisania tekstów. To też jedna z osób, z którą totalnie chciałbym nagrać numer.
- Do tej pory wydałeś 9 singli, jednak nie zebrałeś ich w epkę. Dlaczego?
Singli jest 10! Dziesiątym, a w zasadzie drugim numerem, który wleciał na oficjalny kanał jest „Mina z Vogue”. Nie pojawił się on na moim kanale Spotify. Ogólnie pomyślałem, że jeżeli mam już coś wydać, to chciałbym, aby było to lepiej dopracowane. W pierwszych utworach trudno mówić o jakimś skillu, który teraz nieco się poprawił. Ponadto płyta lub epka muszą lub powinny być jakąś historią lub konkretną emocją, którą chce się przekazać odbiorcy, dlatego niektóre letniaki nie pasują do tego kompletnie. Teraz mocno pracujemy, aby zebrać materiał i wydać pierwszą płytę w wersji wirtualnej.
- Twoje kawałki lądują na playlistach koło najpopularniejszych polskich artystów młodego pokolenia. To motywuje czy wręcz przeciwnie?
To bardzo motywuje! Ogólnie nie spodziewałem się, że kiedykolwiek, któryś z moich utworów trafi na jakąś playlistę i zrobi całkiem niezłe zasięgi. To napędza do działania, ale także rozwijania się i planowania kolejnych działań. Dlatego z moją menadżerką zarywamy nocki, żeby ciągle planować ruchy. Ma to także swoją ciemną stronę, ponieważ w tym rozpędzie i szale osiągania sukcesów można się rozczarować, co w efekcie może wpłynąć na efektywność działań. Pamiętam, gdy po nocach planowaliśmy działania, dotyczące „Kołysanki”. Byliśmy na fali playlistowych sukcesów, więc sądziliśmy, że tak dopracowany utwór podbije Polskę. Ostatecznie po dłuższym czasie trafił na jakieś mniejsze playlisty. W każdym razie i tak się cieszymy z każdego takiego sukcesu!
- Kiedy możemy spodziewać się spójnego wydania?’
Na razie nie mogę niczego obiecać. Chciałbym by wydarzyło się to w 2022 roku, ale nie mogę niczego przewidzieć. Wolę skupiać się na tym, co jest teraz. Wiadomo, że płyta jest marzeniem każdego muzyka, stąd na pewno będę dążył do tego, by w końcu ją nagrać!
- Wymarzony koncert to…?
Stadion narodowy albo dach jakiegoś wysokiego budynku! Dzisiaj mój ziomal Rusek, który przewinął się już w tej rozmowie, zadał mi dokładnie to samo pytanie. Z racji, że też tworzy zespół, to ponieśliśmy się ostrej przekminie. Wymyśliliśmy, że koncert w kosmosie byłby czymś – może to dlatego, że oboje jaramy się kosmosem. Także kto wie, może kiedyś zagramy razem na stacji kosmicznej!
- Który polski wykonawca jest Twoim zdaniem najciekawszy, a który najbardziej przereklamowany?
Nie rozumiem fenomenu wielu gwiazd na polskiej scenie. Jest ich chyba zbyt wielu, żeby wymienić ich wszystkich. Są to gracze mainstreamu, sławni i kochani raperzy, którzy nie przekonują mnie niczym. Sądzę, że wiele ciekawszych osób znajduje się w podziemiu, będącego kopalnią naprawdę bardzo dobrej muzyki. Totalnie nie rozumiem, np. fenomenu Kartkyego, Kizo albo Żabsona – jest ich zdecydowanie więcej. Kizo to artysta, którego lubi się za to, jaki jest, a nie, co robi. Ostatnio miałem przyjemność być na koncercie Brodki. Ona już dawno przestała być tylko artystką i stała się po prostu sztuką. Jest piękna. Gdy patrzysz na nią na scenie, to masz wrażenie, że cała muzyka powstała dla niej. Myślę, że to jedna z najciekawszych artystek. Co do rapu, to tego też jest bardzo dużo, a każdego dnia przybywa jeszcze więcej. Myślę, że bardzo ciekawym artystą jest Opał. To jak składa wersy jest czymś niesamowitym. Można popaść w kompleksy. Mógłbym wymienić tutaj jeszcze Undadasea, jako zespół albo grupę hip-hopową. Warto się im przyjrzeć, bo to, co robią to totalna miazga.
- Kogo prywatnie słucha Przemek?
Prywatnie staram się nie ograniczać, co do muzyki, ponieważ słuchanie jej także kształtuje naszą wyobraźnie muzyczną. Moim ulubionym zespołem od dziecka jest Happysad, więc ten romans trwa bardzo długo. Jestem totalnie zakochany w BMTH. Ten zespół też towarzyszy mi już od bardzo dawna. Staram się słuchać także nowości, które wychodzą na scenie rapowej. Obserwuje moich ulubionych wykonawców. Na pewno mógłby tutaj wymienić takich muzyków jak: MiłyATZ, Undadasea, Miętha, Hodak, Opał. Tego jest naprawdę sporo, jeśli chcesz pogadać o muzyce to musimy zrobić kolejny wywiad, ale tym razem najlepiej uwiecznić go na taśmie, bo może zająć kilka dobrych godzin!
- Co dalej? Kolejne single, jakieś współprace, epki, longplay?
22 listopada zapraszam Was do posłuchania mojego najnowszego singla, który nosi nazwę „Sukces”. Jest naprawdę kozacki i nieco innych. To PePe w innym wydaniu. Nagraliśmy też klip, za co muszę podziękować mojej dobrej koleżance Adzie, która współpracuje z nami już długi czas i jest właśnie częścią naszego kolektywu. To bardzo kreatywna osoba, z którą znamy się od gimnazjum. Mogę też powiedzieć, że już niedługo odbędzie się pierwszy koncert, dlatego zachęcam do obserwowania moich mediów społecznościowych, gdzie będą pojawiały się informacje. Koncert prawdopodobnie odbędzie się w Rybniku. Mam nadzieję, że nikt nie zabije mnie za tę informację – byłoby przykro!